NIE BYŁO LUKRU… OJ NIE.

 

Wiem jak to jest, kiedy nastawiasz się na kolorowe, pełne optymizmu, radosne i wspaniałe macierzyństwo. Wiem jak to jest, kiedy w głowie pojawia się obraz szczęśliwej mamy i ślicznego, spokojnego, zdrowego dziecka. Wiem jak wspaniale jest marzyć o byciu mamą. Spokojną, szczęśliwą, spełnioną. Wiem, bo właśnie tak siebie widziałam oczami wyobraźni już od momentu pojawienia się dwóch kresek na teście ciążowym. Radość nie do opisania. Spełnienie marzenia.

Wiem, że wtedy nie dopuszcza się do siebie myśli, że może być inaczej. To trochę tak, jakby słowa “żyli długo i szczęśliwie” właśnie miały się spełniać. Ciąża to w wielu przypadkach właśnie ta wisienka na torcie. 

Absolutnie nie chcę nikogo pozbawiać złudzeń. To wspaniały czas przygotowań i wielkich planów, ale czasem… czasem po prostu jest inaczej. Czasem jest tak, jak u mnie i to wcale nie oznacza, że macierzyństwo jest przereklamowane. Jest piękne, tylko w niektórych przypadkach to piękno czuć dopiero później. Nie w pierwszych miesiącach, ani nawet w pierwszym roku.

Często to wygląda właśnie tak, że zostajesz w domu sama. Z maleństwem. Zmienia się twój świat. Całkowicie się zmienia. Teraz wszystko kręci się wokół dziecka. Wstajesz, kiedy ono wstaje. Karmienie, przewijanie, usypianie, spacery. Zaczynasz odczuwać ciężar “nudy”, ciężar dni, które wyglądają tak samo. Posiłki o stałych porach, spacer o stałych porach, drzemki, godziny aktywności, wciąż o tych samych porach. Nie chcesz przyznać tego na głos, ale każdego dnia zaczynasz czekać na moment, gdy partner wróci do domu, potem tylko kąpiel i kolejne karmienie. I nareszcie dzień możesz uznać za zakończony. Chwila oddechu przed tym kiedy kładziesz się do łóżka i zastanawiasz, o której czeka cię pobudka. 

Nie masz do kogo się odezwać. Najpierw wkurzasz się na siebie, potem na dziecko, a potem znów na siebie, bo przecież dziecko niczemu niewinne. Mija dzień za dniem, a ty już zamiast złości, masz w sobie obojętność. Byle do wieczora…

Czasem dopadają cię wyrzuty sumienia. Bo miałaś czuć radość i spełnienie, a jesteś znudzona, smutna i przemęczona. Męczą się pobudki, prace domowe, przewidywalność dni, nieobecny partner. Nie ma komu się zwierzyć, bo przecież wkoło koleżanki zazdroszczą, znajomi gratulują, babcie rozpływają się nad wnuczkiem i wciąż słyszysz, że “ty to masz szczęście”. A kiedy próbujesz jakoś zagadać i powiedzieć jak to wygląda to słyszysz, że masz nie przesadzać i nie wymyślać problemów, bo przecież tyle kobiet nie może mieć dzieci, a ty masz. I to zdrowe. I wydziwiasz, szukając na siłę problemów.

Wolisz więc robić dobrą minę do złej gry, choć czujesz się jak balon, z którego spuszczono powietrze.

Oczywiście, że nie zawsze tak to wygląda. ALE WYGLĄDA! I to nie jest wyjątek od reguły. Zderzenie marzeń o macierzyństwie z rzeczywistością bywa okrutnie bolesne i nie ma co udawać, że jest inaczej. Tu nie ma winnych. Można zapytać, a gdzie w tym czasie jest partner, ojciec dziecka? A no, najczęściej w pracy. I zanim wróci z tej pracy, choćby nie wiem jaki był zaangażowany, do tego czasu , kobieta musi sama radzić sobie nie tylko z dzieckiem, ale również samą sobą. Nową sytuacją, innym życiem niż do tej pory. I nie dla każdej jest to lukier i brokat, mimo ogromnej miłości do dziecka.

Wiem, jak to jest. Przeszłam przez to. Przez ten kołowrotek różnych myśli, różnych emocji i poczucia beznadziei. Przeszłam przez to przemęczenie i niemożność powiedzenia co naprawdę się czuje. Dlatego dziś chcę cię wesprzeć dobrym słowem. WIEM, CO CZUJESZ. TYSIĄCE Z NAS PRZECHODZI PRZEZ TO I NIE JESTEŚ SAMA!

Bo ten czas też mija. Jak wszystko. Na chwilę się nawet o nim zapomina.

I decyduje na kolejną ciążę…

Ale jak minie, to obiecuję: nie będziesz żałować.