W TE ŚWIĘTA POSTAWIĘ NA SWOIM!

 

Pamiętam jak wyglądały Święta Bożego Narodzenia, gdy byłam małą dziewczynką. Magię można było czuć w powietrzu. Czekaliśmy na śnieg. Śnieg był zwiastunem zbliżającej się Wigilii. Wybiegaliśmy na zewnątrz zdobiąc choinki przed domem. Wieszaliśmy gwiazdki w oknach i co dziesięć minut pytaliśmy tatę, kiedy w końcu pojedzie po choinkę.

Nasza choinka nigdy nie była perfekcyjna. Mama nie wieszała na niej bombek, które idealnie do siebie pasują. Nie dobieraliśmy ozdób kolorystycznie, że srebro do czerwieni albo złoto do bieli. Na choince wisiały czekoladowe, totalnie niezdrowe czekoladki, a niemal każda bombka była innego kształtu i koloru. Kiedy tylko rodzice wychodzili z pokoju wyjadałyśmy te czekoladki, zaczynając od tej strony od ściany, żeby nikt nie zauważył. Często zdradzały nas jedynie papierki, gdzieś porzucone.

Śniegu było tak dużo, że lampki, które świeciły na zewnątrz i dziesięciocentymetrowa pokrywa śnieżna na nich sprawiały, że mieliśmy bajkowy dom. Każdy z nas miał. Sąsiad z naprzeciwka, samotna pani dwie ulice dalej i znajomy z innego miasta.

W domu unosił się zapach pierników, smażonej ryby i cynamonowej świeczki. Słychać było zarówno śmiech dzieci, jak i dorosłych.

Co roku odliczałam dni do Świąt. Czułam ich magię, a pozytywne emocje chłonęłam jak gąbka.

Dziś możemy jedynie pomarzyć o białych Świętach (choć nadzieja zawsze jest, że spadnie i nie roztopi się od razu), a po całym 2020 roku jesteśmy tak wykończeni, że na myśl o przygotowaniach zaczyna nas mdlić. Nie czuję tej magii, nie czekam na nią, mam w nosie kolędy, świecidełka i szukanie prezentów w necie. Nie wiem czy spotkam się z bliskimi, być może zostaniemy w gronie ludzi… z którymi jesteśmy od ładnych kilku miesięcy. Do dupy z takimi Świętami.

A potem… A potem postanowiłam, że zrobię na złość, sama nie wiem komu i czemu, ostatnim miesiącom? Sytuacji na świecie? Obostrzeniom rządowym? Pandemii?

Wyciągnę te cholerne ozdoby i powieszę je gdzie się da. Na stole położę wyprasowany, bielutki, świąteczny obrus. Kupię bożonarodzeniowe serwetki. Przytacham to zielone drzewko do domu, powiesimy na nich lampki, bombki i łańcuch, a w necie znajdę takie prezenty, że dzieci będą piszczeć do Wielkanocy. Usmażę karpia i ugotuję barszcz, choćbym miała się zmusić. Będziemy oglądać komedie świąteczne i śpiewać kolędy przy stole. A jak nadal nie poczuję tych Świąt to będę śpiewać głośniej. Będę się drzeć, aż zedrę gardło, ale je w końcu poczuję!!!

Razem z dziećmi będę odliczać dni do Wigilii, wyślę listy do Mikołaja i wyjdę do ogrodu, nawet jeśli nie spadnie nawet jedna mała śnieżynka. Będziemy piec, będziemy się śmiać, a potem znów poszukamy winowajcy, który zjadł czekoladkę z kalendarza siostry. Ściągnę ten znoszony dres i założę odświętną, najbardziej błyszczącą kieckę jaką mam.

Zrobię wszystkim na przekór. I nawet jeśli nie będzie mi dane spotkać się z rodzicami to zrobię wszystko, żeby ten czas był spokojny, szczęśliwy i głośny. Taki jak zwykle.

Niech ta cholerna gwiazdka świeci w oknie, niech lampki mokną na deszczu, niech olej skwierczy na patelni. Będę świętować, choćby cały świat miał się za chwilę skończyć. A może zwłaszcza dlatego!

Bez względu na to co dziś czuję i jak strasznie mi żal tego roku, postanowiłam, że moje dzieci nie odczują tego. Będzie jak zawsze. Jak to się mówi, choćby skały srały, Święta się odbędą!