WAKACJE NAD MORZEM W CZASACH PANDEMII… JAK TO NAPRAWDĘ WYGLĄDA?

 

Dzieci już spały. Siedzieliśmy z mężem na tarasie i odpoczywaliśmy po kolejnym dosyć męczącym dniu. Byliśmy zmęczeni nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. Ostatnie miesiące dały nam w kość. Pandemia zmieniła naszą codzienność, ale również zaszczepiła w nas ogromny strach o zdrowie i życie najbliższych. Taki strach, o którym nie myśli się na co dzień…

Chyba upadałam na głowę, że zdecydowałam się pojechać do największego hotelu w Ustce, kiedy przez 3 miesiące nie wychodziłam nawet do sklepu” – powiedziałam do męża. Ale nie, nie upadłam. Moja decyzja była bardzo przemyślana, choć do samego wyjazdu miałam wątpliwości.

Od początku marca siedziałam zamknięta w czterech ścianach. Dosłownie zamknięta. Najpierw jedna z córek była chora, więc obie bliźniaczki nie chodziły do placówki, a potem, gdy mogły już wrócić, okazało się, że mamy epidemię i wszystko zostało zamknięte. Zakupy robiłam online, a kiedy mi czegoś brakowało to mąż bohater wychodził do sklepu. Bałam się tak bardzo, że miałam ochotę wrzucić go po powrocie do domu do wanny pełnej środka odkażającego.

Nie spotykaliśmy się z rodziną, nie pojechaliśmy na Święta, dzieci tęskniły za babcią i dziadkiem, a z sąsiadami spotykaliśmy się na ulicy. Każdy siedział na ławeczce pod swoją bramą. Jedyna rozrywka ostatnich miesięcy.

Wizja wyjazdu nad morze była kusząca, zwłaszcza, że w Grand Lubiczu byliśmy już dwa lata temu (TUTAJ wpis) i wtedy byliśmy wręcz zachwyceni.

Co sprawiło, że nagle zdecydowałam się pojechać? Przede wszystkim wiele sprzecznych informacji na temat koronawirusa w mediach. Raz, że to jakaś masakra, a następnym razem, że 90 procent ludzi przechodzi go bezobjawowo. Raz, że uciekajmy przed nim, drugim razem, że i tak wszyscy go w końcu przejdziemy. Ostatecznie, przemówiło do mnie zdanie: Koronawirus nie zniknie, musimy nauczyć się z nim żyć…

To były najpiękniejsze dni od początku roku. Nie wiem, co musiałoby się wydarzyć, żeby to przebić. Myślę, że takich chwil nie uraczymy już do końca grudnia. A przez calutki pobyt w Ustce czuliśmy się bezpiecznie i komfortowo.

Kiedy branża hotelarska została zamrożona na długi czas i generowała same straty, właściciele Grand Lubicza nie zwolnili ani jednego pracownika, a nawet zatrudnili kolejnego. Pojawiło się stanowisko Koordynatora do sp. Bezpieczeństwa Sanitarnego. Wszyscy pracownicy przeszli odpowiednie szkolenie, by móc dbać o komfort i bezpieczeństwo swoje i gości hotelowych.

Pierwszą zmianą jest kamera, która została umieszczona przy recepcji, w takim miejscu, że każda osoba wchodząca do hotelu jest nią obejmowana. Kamera robi pomiar temperatury gościom, a każda nieprawidłowość od razu jest widoczna w recepcji. Ta sama procedura obowiązuje przy wejściu dla pracowników. Czas przy recepcji jest zmniejszony do absolutnego minimum.

Obowiązkowe jest noszenie maseczki, nie tylko przez pracowników, ale także gości. Czy turyści się stosują? Na korytarzach nie zawsze, ale nie ma mowy, by ktoś bez maseczki wszedł do restauracji. Oczywiście można otrzymać taką maseczkę przy wejściu od obsługi. Sama restauracja była miejscem, co do którego miałam najwięcej wątpliwości przed wyjazdem. Na miejscu okazało się jednak, że niepotrzebnie. Poza maseczką, ogólnodostępne są również rękawiczki. Posiłek można nakładać sobie samemu, ale trzeba dezynfekować ręce lub właśnie ubierać rękawiczki. Maseczkę zdejmuje się dopiero przy stole. Po każdej osobie dezynfekowane jest wszystko, co znajdowało się na stole, a obrus wymieniany. Dzieje się to tak sprawnie, że ma się wrażenie jakby obsługa robiła to od lat.

Zalecane jest chodzenie schodami, zamiast korzystania z windy, ale te oczywiście nadal działają. W kabinie można przebywać jedynie z osobami, z którymi mieszka się w pokoju.

Dozowniki z płynem dezynfekcyjnym są na każdym kroku. Gdziekolwiek się nie znajdziesz, czegokolwiek nie dotkniesz, obok zawsze jest jakiś płyn.

Tak naprawdę, już drugiego dnia przywyczailiśmy się do maseczek. Nawet dzieciom nie przeszkadzały, więc komentarze typu: wakacje w maseczce to nie wakacje, są śmieszne. Dla nas stały się po prostu obowiązkowym strojem jak majtki czy koszulka.

Animacje dla dzieci odbywają się jak do tej pory, a musicie wiedzieć, że to najlepsze animacje w jakich moje dzieci kiedykolwiek uczestniczyły. Oczywiście po każdych zajęciach dezynfekowane jest wszystko… począwszy od stołów, krzeseł i zabawek, kończywszy na… kredkach, nożyczkach i wszystkich najmniejszych elementach.

Miałam przyjemność porozmawiać o tych procedurach z samą właścicielką hotelu. To, na jakim poziomie jest dbałość o bezpieczeństwo na terenie hotelu jest niesamowite. Wiele rzeczy dzieje się poza zasięgiem naszego wzroku. Powiem szczerze, że gdybym miała się czymkolwiek zarazić to na pewno nie tam.

Korzystaliśmy z mężem również ze spa na terenie Grand Lubicza. Procedury tam są dokładnie takie same jak w całym hotelu. Czysto, sterylnie, na najwyższym poziomie. Tak samo jest na siłowni (ale wybaczcie, nie skorzystałam, żeby sprawdzić :D) oraz na basenach.

Dużą zmianą jest to, że nie ma już sprzątania pokoju podczas pobytu w hotelu. Obsługa może posprzątać i wymienić pościel jedynie na specjalne życzenie gości. Tym sposobem do naszego pokoju wchodzimy wyłącznie my, a po naszym wymeldowaniu dezynfekowane jest wszystko!

Z hotelu do plaży można dojść w 10 minut. I choć straszono mnie tłumami, w Ustce przy pięknej pogodzie ludzi było bardzo niewiele. A odstępy między nami wynosiły nie 2 metry a 20 😀

Do momentu naszych wakacji w Ustce myślałam, że jeśli kiedykolwiek zdecyduję się na wyjazd to najpewniej będzie to mały ośrodek albo jakiś pokój, bo im mniej ludzi i mniejszy obiekt tym lepiej. Teraz myślę na odwrót. To właśnie w takim hotelu jak Grand Lubicz dbałość o bezpieczeństwo jest największa. Bo są tam odpowiednio przeszkoleni ludzie, bo w takich obiektach wdrożone procedury muszą być na najwyższym poziomie i w końcu to oni są najbardziej narażeni na choroby, więc nie ma mowy o półśrodkach.

Czy zdecydowałabym się po raz drugi na taki wyjazd? Choćby dziś. Jestem pewna, że cokolwiek będzie się działo, wrócimy tam znów.

 

Wpis powstał we współpracy z hotelem Grand Lubicz***** (TUTAJ)