Z DZIEĆMI SIĘ (NIE) DA!

 

Wpis powstał we współpracy z Panią Swojego Czasu.

Nie lubię, gdy szufladkuje się ludzi. Nie można żadnej grupy społecznej podzielić centralnie na pół. Nie można powiedzieć, że mamy mądrych ludzi i głupich. Bogatych i biednych. Rozsądnych rodziców i bezmózgich. Jest mnóstwo grup “pomiędzy”, a te przedstawione to jedynie skrajności. I jedną z takich skrajności chcę Ci pokazać.

Bo kiedy obserwuję inne mamy w internecie, również swoje czytelniczki to mogłabym wyróżnić dwie grupy z różnym podejściem do życia i organizacji swojej codzienności.

Pierwsza: ZORGANIZOWANA DO BÓLU (lub taka, która chce za taką uchodzić).

To te kobiety, które najgłośniej krzyczą, że wszystko jest sprawą organizacji i że jak sobie pościelesz tak się wyśpisz. Że macierzyństwo absolutnie nic w życiu nie zmienia. Że sprzątać trzeba na bieżąco i nie dopuścić do zaniedbań i zaległości. Że trzeba sobie wszystko zapisywać, planować z wyprzedzeniem. Są zorganizowane na dwieście procent i całe życie trzymają w garści. Te, krzyczą głośno, że jak ktoś jest zwyczajnym leniem to sobie nie radzi. A te zaradne, zorganizowane od szóstej rano do dwudziestej drugiej wieczorem nie mają problemów typu: “nie zdążyłam” czy “nie dałam rady.” Zastanawiam się czy wolny czas też planują co do minuty, a zabawę z dziećmi wpisują w plan dnia…

I druga grupa: KOMPLETNIE NIEZORGANIZOWANA.

Dodatkowo, ta grupa wcale nie uważa się za gorszą. Ona po prostu sądzi, że całe to organizowanie sobie czasu pracy i codzienności ogólnie to o kant tyłka rozbić. Bo przecież “mam bardzo wymagające dziecko”, “dobrze ci mówić, bo masz jedno, a ja czwórkę” albo “nie da się zaplanować wszystkiego, wystarczy jedna choroba dziecka i wszystko bierze w łeb, więc po co?”. To ta grupa, która twierdzi, że nie można wymyślić niczego co nie jest szybkim żarłem na śniadanie, bo z dziećmi rano to niemożliwe i jakiekolwiek organizowanie godzinne lub czasowe mija się z sensem, bo macierzyństwo wszystko zweryfikuje.

Obie grupy są w błędzie. Moim zdaniem.

Ja znajduję się właśnie w którejś z tych grup pomiędzy, choć nie ukrywam, długo byłam w tej drugiej, uważając, że kiedy ma się więcej niż jedno dziecko to NICZEGO nie można zaplanować. Co więcej, sądzę, że bycie w którejkolwiek z tych dwóch skrajnych grup jest szalenie ryzykowne i wystarczy tylko krok do niezadowolenia lub depresji. Perfekcjonistkę spotka w końcu sytuacja, w której będzie musiała zmienić plany lub ich nie wykona (choroba dziecka na przykład), a ta, która uważa, że życie osobiste po porodzie się kończy robi sobie krzywdę już na starcie. Jasne, inaczej funkcjonuje się z noworodkiem, jeszcze inaczej z dwulatkiem, a totalnie inaczej z dziesięciolatkiem. Ale biorąc pod uwagę fakt jak wiele czasu spędzamy w mediach społecznościowych (na przykład fb czy instagram) można dojść do wniosku, że chyba nie jesteśmy zapracowane 24 godziny na dobę. Wystarczyłoby zwyczajnie zmienić priorytety. Poród to nie śmierć życia osobistego. To “tylko” zmiana.

Po wielu miesiącach nauki u Pani Swojego Czasu znalazłam swój złoty środek, który sprawia, że ani nie chcę być perfekcyjną panią domu, ani taką która jęczy na myśl o swoim macierzyństwie i obowiązkach domowych. Planuję to, co musi być zrobione: swoją pracę. W “normalnych” warunkach wykonywałam ją od 8:00 do 15:00, potem miałam czas dla dzieci, które wracały z placówek. Dzięki temu nie wyganiałam ich do swoich pokojów, gdy tylko wracały, a mogłam poświęcić im całą swoją uwagę, bez zadręczających myśli, że jeszcze tyle zostało do zrobienia. W obecnej sytuacji, na kwarantannie, muszę wstawać na kilka godzin przed ich pobudką. Tak, to męczące, ale wiem, że to chwilowe, a moja firma musi przetrwać, bo czeka nas ciężki kryzys gospodarczy. Dlatego robię to. I udowadniam sobie, że można. Że nawet w sytuacji zaskoczenia mogę zaplanować swoje działania i osiągać cele.

 

planer pani swojego czasu

Uważam, że robię wystarczająco dużo, by mieć w miarę fajne i wyluzowane życie. Bez nacisku, bez spiny, po prostu zrobić swoje i wolne. Nie trzeba przy tym spędzać pół dnia na planowaniu. Jeden punkt – działanie.

Angażuję domowników do wspólnych porządków, a każdy z nich ma swoją robotę do wykonania. Potem lekcje, nauka, obiad. Standard. Zapisuję wszystko co musi być wykonane następnego dnia (tekst na blog, przygotowanie faktur do biura rachunkowego, maile niecierpiące zwłoki, zamówienie tuszu do drukarki, a także kupno kleju czy kolorowego papieru dzieciom, wszystko co musi być zrobione). To bardzo ułatwia sprawę i będę polecała to każdemu. Poza tym nie mam zamiaru ani ochoty się zaharować. Bardzo świadomie podchodzę do realizacji swoich planów i celów, ale to przyszło z czasem. Trzeba tylko próbować i eliminować swoje błędy.

Kwarantanna jest takim elementem, który mocno zweryfikował moje plany. Nasze plany, bo to dotyczy także Ciebie. Nauka organizacji czasu u PSC teraz przynosi największe rezultaty. Jest ciężko, bo to nowa sytuacja, ale wszystkie rady Oli na pokład i działam.

Jeśli jesteś taką wariatką jak ja na punkcie zapachu papieru i pięknych zeszytów/planerów/notesów (bo u mnie żadna aplikacja w telefonie nie zdała egzaminu) to polecam najnowszą kolekcję Pani Swojego Czasu PASTELOVE, w której znajdziesz gumę balonową, lemoniadę cytrynową, galaretkę owocową, lody waniliowe, watę cukrową i sorbet malinowy. To nazwy najnowszych notesów – planerów. Są przepiękne. Mnie to dodatkowo motywuje do planowania 🙂