TERAZ TO NIC, ALE ZOBACZYSZ POTEM…

 


Straszą Cię, że kiedy zostaniesz mamą to zacznie się najtrudniejsza praca w twoim życiu. Nieprzespane noce, ulewanie, kolki, ząbkowanie. Że nie pójdziesz już spokojnie do kibelka, tylko będziesz brała ze sobą publiczność, bo kiedy tylko znikniesz z oczu dziecka to masz jak w banku, że zacznie wrzeszczeć. Że kupę to musisz sobie zaplanować w godzinach, gdy maluch ma drzemkę. Na spacery będziesz musiała wyjść, chcesz czy nie. Słońce czy deszcz. Że wszystko się zmieni, staremu odwali, obowiązków przybędzie. Zapomnij o wyjściu na kawę, spokojne zakupy, kino czy zwykłe czytanie książki.

 

Potem wcale nie będzie lżej. Słynny bunt dwulatka odbierze ci siły, energię, zdrowie i reputację wśród znajomych. Będziesz zbierać rozwrzeszczane dziecko z podłogi w sklepie albo nabawisz się nerwicy, zanim po raz pierwszy samodzielnie ubierze kurtkę lub zje posiłek sztućcami nie rzucając jedzeniem o ścianę. Że nagle nie będzie chciało samo zasypiać, samo się bawić, samo być. Teraz dwulatek będzie prowadził cię na niewidzialnej smyczy. Nauka sikania do nocnika? Dziewczyno, myślisz, że będzie lekko?

 

Przedszkole nie rozwiąże twoich problemów, a jedynie je doda. Twój maluszek ładnie jadł? To teraz przestanie, bo zacznie naśladować rówieśników, pomidora ściągnie z kanapki, bo jego ulubiony kolega też nie je pomidorów. Szyneczki nie tknie, bo koleżanka na stołówce obok też nie lubi. Mlekiem zacznie pluć. Pozna brzydkie słowa, którymi będzie cię obrzucać, przezwiska, głupie rymowanki. A na dodatek zacznie chorować. Majątek wydasz na lekarza, obgryziesz wszystkie paznokcie z nerwów, SOR będzie twoim drugim domem, bo jak nie złamana ręka to rozcięcie na brodzie. Z dzieckiem tak już jest. Na nauczycielki uważaj, bo teraz te młode po studiach to do niczego się nie nadają.

 

A czekaj tylko jak zacznie się szkoła. To dopiero hardcore. Wrócisz z pracy to nad książkami będziesz ślęczeć do nocy, bo tyle tym dzieciom zadają. Prace plastyczne na konkursiki będziesz robić, kasztany nocą kraść od sąsiada. Wycieczki, nowe książki, buty zdarte co miesiąc, kurtka zgubiona w szatni, dodatkowe zajęcia: tańce, piłka nożna, angielski i inne. Zbankrutujesz. A zanim dziecko nauczy się tabliczki mnożenia to ty zdążysz się uzależnić od ziołowych tabletek na uspokojenie.

 

Myślisz, że to koniec? Małe dziecko, mały problem. Jak masz nastolatka to tak ci napyskuje, że zapomnisz języka w buzi. To już nie jest zwykły bunt dwulatka, że walnie się na podłogę i zacznie wierzgać kończynami. Na argumenty jeszcze nikt nie wygrał z dojrzewającym nastolatkiem. Zagada cię, zniszczy swoimi racjami. Dogadać się z takim człowiekiem ciężko. Wpatrzony w rówieśników będzie żądał markowych ciuchów, komórki, konta na Tok Toku. Zaczną się tajemnice, ucieczki na całe popołudnia do kolegów. Zobaczysz.

 

I tak na każdym etapie, ktoś będzie próbował straszyć. Że teraz to niiic, zobaczysz potem. Że jedno dziecko to nie problem, ale jak zdecydujesz się na drugie to dopiero poznasz co to prawdziwe macierzyństwo. Że to co teraz przeżywasz to namiastka tego co cię czeka. I tak w kółko.

 

Niech sobie będzie jak ma być. Dajcie nam, matkom, po prostu to przeżyć. Po swojemu.