histeria u dziecka

MÓJ PATENT NA TO, ŻEBY UNIKNĄĆ DZIECIĘCEJ HISTERII

“Sto razy ci mówiłam, że nie wolno… a ty dalej robisz to samo!” – znasz to?

Bardzo długo powtarzałam to zdanie, nie rozumiejąc, że to we mnie jest problem, nie w dziecku. Że widocznie to moje argumenty nie docierają do dziecka, bo są niewłaściwie wypowiadane. Szukałam złotego środka, czytałam, sprawdzałam, uczyłam się na własnych błędach. I znalazłam.

Podstawową sprawą jest zrozumienie, że dziecko nie rodzi się ze świadomością co jest złe, a co dobre. Nie wie, czy jego zachowanie jest odpowiednie. Jeśli jest szczęśliwe to się śmieje, jeśli zdenerwowane to również okazuje te emocje na zewnątrz, czasem krzycząc, czasem płacząc, innym razem rzucając przedmiotami. Dla niego to zwykłe okazanie uczuć. To my, dorośli, wiemy, że nie należy w złości bić, pluć, czy krzyczeć wniebogłosy. I tę naukę musimy przekazać dzieciom.

Wyobraź sobie, że twój maluch siedzi sobie spokojnie na podłodze i bazgrze kredkami po ścianie. Zauważasz to właśnie w tej chwili. Co robisz? Naturalną rzeczą jest podbiec do dziecka, zabrać mu kredki i zobaczyć jak zaczyna się wściekać i krzyczeć. I kiedy on płacze co sił w płucach próbujesz mu wytłumaczyć dlaczego jesteś “złą, wredną” mamą i zepsułaś dziecku zabawę. On się drze, ty próbujesz się przedrzeć przez ten krzyk. I drzecie się w efekcie oboje.

Myślisz, że dziecko zrozumiało dlaczego nie należy pisać po ścianie? Zapewniam, że zrobi to przy najbliższej okazji. Ewentualnie przyczai się, gdy nie będziesz patrzeć, bo jak ktoś nie widzi to się nie liczy. Prawo znane każdemu rodzicowi.

W naszym domu trwała taka walka, gdy nasza córka z uporem maniaka wchodziła na stół. Bałam się, że któregoś dnia nie zauważę jej wspinaczki i tragedia gotowa. Tłumaczyłam, prosiłam, krzyczałam, potem z braku pomysłów groziłam karą… i wciąż ściągałam ją ze stołu. Słuchając przy tym oczywiście płaczu i krzyku.

I któregoś razu dostałam olśnienia. Przecież moja córka nie słyszy moich argumentów i tłumaczenia w momencie, gdy sama krzyczy i się denerwuje. Jest tak zaangażowana w “buntowanie” się przeciwko moim zamiarom, że nic do niej nie dociera. I jasne, do tematu można wciąż wracać i tłumaczyć, na przykład przed snem lub w trakcie wspólnej zabawy, ale ja wymyśliłam swój patent również na to, by uniknąć tego przeraźliwego płaczu.

Wróćmy do tych nieszczęsnych kredek. Siedzi takie bobo i rysuje sobie na ścianie niczego nie przypominające stwory. Co robię? Odwracam jego uwagę. Naprawdę. Nie wydzieram kredek z ręki, nie drę się, tylko… wołam do wspólnej zabawy, pokazuję ciekawą książeczkę, włączam bajkę, a gdy mam dużo pracy proponuję wspólne wyciąganie prania z pralki albo zabawę w obieranie warzyw. Ja robię kształty z obierek, dziecko zgaduje co to może być. Kiedy zapomina już o swojej kreatywnej sztuce na ścianie, spokojnie tłumaczę dlaczego na ścianie nie zostawiamy swojej twórczości.

I tak ze wszystkim. Ściągam ze stołu i zanim zdąży rozpłakać się na dobre już pokazuję coś ciekawego. Możliwości jest naprawdę wiele i zawsze w trakcie coś się znajdzie. Potem spokojnie pytam czy widziała kiedyś mamusię i tatusia na stole (a tego nie mogła widzieć 😉 ) i tłumaczę, że siedzi się wyłącznie na krześle itd.

Wiele niepotrzebnych nerwów zaoszczędziliśmy sobie w ten sposób. Jasne, że to wymaga wprawy, ale można, naprawdę można pohamować się z pokazywaniem dziecku, że jak rodzic każe to dziecko musi i kropka. Dziecko też nie od razu zrozumie i zapamięta, ale warto próbować, by chociaż uniknąć histerii.