Wyjaśnijmy sobie coś na samym początku: nie jestem psychologiem ani pedagogiem. Jestem zwykłym rodzicem, jak większość z Was. Wszystko co przeczytacie poniżej (jak i na całym moim blogu) to moje osobiste przemyślenia i podejście do sprawy. Można się zgadzać ze mną lub nie 😊
W temacie zajęć dodatkowych dla dziecka mam jedno zdanie: To dziecko powinno zdecydować na jakie zajęcia chce być zapisane. Jasne, możemy mu podrzucać różne pomysły, ale absolutnie nie wolno nam niczego narzucać. Wyobrażam sobie, że jeśli rodzice są sportowcami to marzą o tym, by syn czy córka również uprawiali jakiś sport. Traktowałabym to jednak w ramach zachęty niż narzucania presji, że „ty też musisz”. Tak samo w rodzinie muzyków, medyków i wszystkich innych.
Nie uważam również, że każde dziecko powinno na takie zajęcia chodzić. To, że twój syn uwielbia rysować i robi to w każdej wolnej chwili nie oznacza, że trzeba zapisać go na zajęcia z rysunku. Jeśli córka kocha śpiewać, a nie ma ochoty na lekcje śpiewu, też spoko. Najgorzej jest je do czegoś zmuszać. Z tego nigdy nie ma nic dobrego. Śpiewając czy rysując amatorsko też się rozwija, robi to, co kocha i wykazuje się kreatywnością. Jeśli będzie wiązało z tym swoją przyszłość to na pewno pójdzie w tym kierunku.
Co zrobić, jeśli dziecko wciąż rezygnuje z każdych kolejnych zajęć? Dwa miesiące pochodzi na piłkę nożną, trzy kolejne na hokej, potem zaczyna grać na gitarze, aż w końcu trafia na szachy… i znów rezygnuje. Uważam, że ma do tego prawo. Dopóki możemy pozwolić sobie na takie wydatki, niech korzysta, sprawdza, testuje na sobie. Bywa, że ludzie pół życia poszukują własnej pasji i znajdują ją w dorosłym życiu. Lub wcale. Nie ma innego sposobu na odnalezienie jej niż próbowanie. Rzadko zdarza się, że pierwsze zajęcia dodatkowe są tymi ostatnimi, najlepszymi i najważniejszymi. Nie wymagałabym od kilkulatka, że się zadeklaruje, co chce w życiu robić.
Od zawsze powtarzam swoim córkom, że dodatkowe zajęcia mają dawać im fun. Muszą się tam fajnie czuć i chodzić na nie z przyjemnością i ochotą. To, że któraś z nich gra na instrumencie nie oznacza, że ma zostać w przyszłości muzykiem. To, że trenują jakąś dyscyplinę sportową nie oznacza, że mają zdobywać puchary i piąć się po szczeblach sportowej kariery. Najpierw pasja, potem wyniki. Jakiekolwiek by były.
Nasza historia:
W tej chwili wszystkie trzy trenują badminton. Trzy razy w tygodniu. Dodatkowo Martyna raz w tygodniu gra na perkusji (czwarty rok), ale zdążyła zrezygnować z tańca i siatkówki. Kilka razy wzięła udział w zajęciach z rysunku, nie podeszły jej, choć codziennie godziny spędza nad blokiem rysunkowym. W soboty ma angielski online z anglojęzyczną nauczycielką. Teraz, kiedy młodsze zaczęły szkołę, co chwilę napominają o tańcach. Oczywiście, zapiszę je i zobaczymy co z tego wyjdzie.
Dlaczego warto namawiać na zajęcia? Martyna wcale nie myślała o badmintonie, chodziła od kilku miesięcy na siatkę. W czasie wakacji jednak nie było treningów siatkówki, a badminton ruszył w sierpniu. Namówiłam ją, żeby poszła się poruszać. I została z siostrami.
Zdarza się, że dzieci chcą rezygnować z ulubionych zajęć nawet po kilku latach. Co wtedy robić? Wiem, że to ciężka sprawa. Wydana kasa, dowożenie na lekcje i treningi, włożony wysiłek i teraz wszystko na nic? Właśnie to poczułam, gdy Martyna pewnego dnia oznajmiła, że chce zrezygnować z perkusji. A w ciągu tych czterech lat chciała dwukrotnie.
Mam kilka rad:
Dowiedz się co jest przyczyną rezygnacji. Może się okazać, że grafik tygodniowy jest zwyczajnie zbyt napięty i dziecko jest zmęczone. Może być też tak, że coś złego wydarzyło się na zajęciach albo po prostu… już mu się odwidziało. Wypalenie dopada każdego, nawet dziecko. Dlatego spokojna rozmowa jest kluczowa. W każdej z tych sytuacji można jakoś zareagować. Zmienić klub sportowy, zrezygnować z czegoś innego albo… umówić się z dzieckiem, tak jak ja z najstarszą córką, że pójdzie jeszcze tylko na 5 zajęć, na których zastanowi się, czy rzeczywiście chce zrezygnować i wtedy podejmie ostateczną decyzję. Żeby nic nie robić pochopnie. Za każdym razem mówiła potem, że jednak zostaje na zajęciach, bo nagle nauczyła się czegoś fajnego albo uznała, że jednak będzie jej tych zajęć brakować.
Martyna zrezygnowała z tańców… przez nauczycielkę. Była małą dziewczynką i bała się krzykliwej i głośnej pani. Nie chciała już pójść na żadne inne zajęcia, nawet w innej szkole tańca. Gdyby była starsza, pewnie po prostu zmienilibyśmy grupę albo szkołę, żeby nadal kontynuowała naukę, którą przecież lubiła.
Co gdyby jednak rzuciła perkusję? Zgodziłabym się na to. Ale tak, byłoby mi w cholerę żal.
Wiem, że to trudne, ale raczej wystrzegałabym się komentarzy typu: „tyle kasy wydaliśmy na te zajęcia, a ty teraz rezygnujesz!”, albo „będziesz żałować!”, „zmarnowałaś tyle lat!”, „masz chodzić bez dyskusji!”. Te lata nie są zmarnowane, przecież czegoś się dziecko jednak nauczyło. Warto więc było wydać pieniądze, nawet jeśli teraz nie zostanie znanym tenisistą albo primabaleriną. To chyba dlatego kobiety trwają w kiepskich związkach. Żeby nie pomyśleć, że zmarnowały lata. Dlatego marnują je nadal.
Interesuj się pasją dziecka. Pytaj i uczestnicz w niej z nim. Nie jestem najlepsza w badminton, ale nasz klub sportowy organizuje niebawem turniej. W jednej z kategorii grają drużyny: dziecko + rodzic. Ha! Pewnie, że będziemy grać. Moją kompromitację zobaczycie na stories: instagram.com/nieperfekcyjnamama_pl 😉
Nie ułożysz dziecku życia. Możesz wskazać drogę, ale to czy nią będzie kroczyć powinno zależeć od niego. Nie można być szczęśliwym robiąc coś, czego się nie lubi. Tego jestem pewna.