self care co to jest

SELF – CARE, NIE WCISKAJCIE NAM KITU!

 

Ostatnio bardzo modne stało się hasło SELF – CARE. Hasło, które miało mieć pozytywny oddźwięk i nakłaniać do tego, żeby w końcu zatroszczyć się o siebie, pomyśleć o sobie, zrobić coś dla siebie. Tymczasem hasztag #selfcare na instagramie to głównie motywujące hasełka (które, umówmy się, praktycznie nic nie wnoszą do naszego życia) i kobiety leżące w wannie z kieliszkiem wina. Producenci produktów dla kobiet głoszą, że bez tego peelingu/ kremu/ cienia do powiek/ balsamu/ płynu do kąpieli nie ma mowy o “self – care”. Cudownie reklamują się takie rzeczy.

Tylko, że w trosce o siebie wcale nie chodzi o nową fryzurę, modny kolor lakieru na paznokciach ani godzinną kąpiel. Oczywiście, to są przyjemności, których nie musimy sobie odmawiać, jeśli nie musimy, ale NIE O TO W TYM CHODZI! Wcale nie potrzebujemy drogich (lub niedrogich) gadżetów, by móc powiedzieć: MYŚLĘ O SOBIE. DBAM O SIEBIE.

Może jestem z innej planety, ale dla mnie “self – care” to przede wszystkim styl życia.

To móc postanowić: wracam do pracy lub nie wracam. I nikt nie ma prawa decydować za mnie (poza losem, który czasem zmusza). To wpuszczanie jednym uchem, a wypuszczanie drugim opinii, że “jak siedzi w domu z dzieckiem to nic nie robi”, a jak “idzie do pracy to krzywdzi dziecko, które potrzebuje mamusi”. Self – care to moje decyzje życiowe podejmowane wyłącznie przeze mnie lub z partnerem (wspólnie!).

Self – care to pozbycie się z życia ludzi, którzy nas niszczą, dołują, demotywują, podcinają skrzydła. To zamknięcie drzwi, raz na zawsze (a czasem rozwód).

To robienie morfologii, cytologii, usg piersi i wszystkich badań, które wymagają kontroli.

To włączenie w obowiązki domowe wszystkich członków rodziny. Wszyscy mamy obowiązki i swój czas na relaks. Sprzątamy, robimy zakupy, ogarniamy wokół siebie. Bo self – care wyklucza bycie sprzątaczką, kucharką i opiekunką na zawołanie. Tak, nauka samodzielności dzieci i wytyczenie własnych granic to właśnie troska o siebie.

Self – care to niejedzenie syfu. Można (a nawet trzeba, jak uważam) zjeść coś na szybko niekoniecznie zdrowego, kiedy mamy gorszy dzień, ale karmienie się syfem codziennie, a co gorsza innych domowników, to brak troski jakiejkolwiek.

To dbanie o relacje. Dla własnego zdrowia psychicznego zadzwonić do rodziców, zapytać czy wszystko u nich dobrze. Pamiętać o urodzinach koleżanki, a zamiast prasowania wieczornego pograć z dzieckiem w grę planszową. Bez telefonu, bez TV, bez rozpraszaczy.

Nie, nie potrzebujesz tych nowych kosmetyków, wyjazdu do spa, nowych paznokci co dwa tygodnie ani pieniącej się kuli do kąpieli, której zapach poczują sąsiedzi trzy piętra niżej. To tylko dodatki.

Self – care to TY. I Twoje uczucia.