NIE WSTYDZĘ SIĘ DO TEGO PRZYZNAĆ

 

Byłam młodziutką mężatką, gdy spełniło się moje marzenie o ciąży. Dwie kreski na teście ciążowym zobaczyłam już dwa tygodnie po ślubie. W tamtym momencie czułam, że nic piękniejszego nie może mnie spotkać. Byliśmy razem już wiele lat i czekaliśmy na ten kolejny krok.

Jednak różowe okulary szybko spadły mi z nosa.

Pamiętam moment, kiedy leżałam w łóżku, po kolejnym karmieniu i próbowałam zasnąć. Za oknem dochodziły radosne głosy i śpiewy niewiele młodszych ode mnie ludzi. Wybierali się na jakąś imprezę. Tymczasem ja, z obolałymi piersiami, wypompowana z życia, jak balon bez powietrza leżałam i gapiłam się w sufit. A mogłam jeszcze żyć, korzystać, szaleć, tańczyć do białego rana. Zachciało mi się zabawy w dorosłość i odpowiedzialność.

Pamiętam też moment, gdy w kolejce do kasy przede mną stanęła kobieta. Modna fryzura, nienaganny manicure, rzęsy do nieba i szpilki na nogach. Pachniała chyba najdroższymi perfumami świata, podczas gdy ja pod bluzą ukryłam rękaw brudny od mleka, a na nogi włożyłam trampki, chyba jeszcze z czasów szkoły średniej. Po prostu były pod ręką, a ja miałam chwilę, żeby wyskoczyć do sklepu po kaszkę dla córki.

Pamiętam, że postanowiłam bardziej o siebie zadbać. Ubrałam coś “lepszego niż stary dres”, a nawet narzuciłam tusz na rzęsy. Poprawił mi się humor. Na chwilę. Po południu wpadła moja siostra. Miała perfekcyjny makijaż, wyglądała na szczęśliwą i wypoczętą. Czy muszę dodawać, że poczułam się jak kupa z pomalowanymi rzęsami?

A kiedy w końcu wyszłam gdzieś do ludzi, na imprezę urodzinową koleżanki, nagle okazało się, że moje miejsce teraz nie jest już przy stole z wszystkimi. Dostałam miejscówkę z innymi mamusiami, bo bliżej do kącika zabaw dla maluszków. I tam sobie siedziałyśmy, wesoło gawędząc o kolejnym wyrżniętym ząbku, kolejnej nowej umiejętności dziecka i zgadywaniu do którego rodzica owe dziecię jest bardziej podobne. Chciało mi się rzygać, dosłownie. Marzyłam, żeby usiąść jak człowiek, wypić drinka i śmiać się do rozpuku.

Przez wiele miesięcy zastanawiałam się czy istnieje życie bez kaszek, pieluch i spacerów z wózkiem, których szczerze nienawidziłam. Tak, macierzyństwo mnie przybiło.

Chciałam czegoś więcej. Mieć większe ambicje niż zrobienie obiadu i umycie tyłka dziecku. Czułam, że wegetuję, karmię, przewijam, zabawiam, kąpię, lulam do snu i padam na twarz. A ja chciałam żyć.

A przy tym wszystkim kochałam swoją córką miłością, której nie byłam sobie w stanie wyobrazić przed jej narodzinami. Miłością, która dawała mi mnóstwo ciepła, łagodziła niedogodności, gwarantowała niezrozumiany dla mnie spokój. Miłością, która w jednej sekundzie sprawiała, że szalałam z radości.

Wariactwo. Nie wstydzę się dziś do tego przyznać.

Moja babcia często powtarzała: “dzieci tak szybko rosną, nim się obejrzysz, będą już dorosłe”. Te słowa nie docierały do mnie. Patrzyłam na małego człowieka, który nawet porządnie nie umiał jeszcze siedzieć, jak miałabym wyobrazić sobie, że “za chwilę” będzie dorosły?

Po co to piszę? Nie chcę Ci mówić, że to minie, że nim się obejrzysz to coś tam się wydarzy. Jasne, czas minie i to jest pewne. I minie szybciej niż się spodziewasz. Ale chcę Ci powiedzieć, że to co czujesz jest NORMALNE! Możesz kochać i tęsknić za wolnością. Możesz kochać i płakać za “starym” życiem. Możesz czuć się uwiązana. Możesz czuć się przygotowana do bycia mamą, a i tak przyjdzie moment zwątpienia i tęsknoty za spontanicznością, zamiast życia od karmienia do drzemki, od drzemki do spaceru.

Nie jesteś przez to gorsza. Każda z nas ma czasem takie myśli, ale nie każda się do tego przyzna. Jesteśmy kobietami, których życie uległo zmianie o sto osiemdziesiąt stopni. Daj sobie czas na płacz, na gorsze chwile i wątpliwości. Nie musisz być wiecznie uśmiechniętą mamuśką, która udaje, że świat jest piękny, nawet kiedy wali Ci się na łeb.

Tak, to minie. Ale nim minie, nie musisz niczego udawać.