Od tygodni nie miałam na sobie nic innego niż “ciuchy po domu”. Nie pamiętam kiedy założyłam kieckę albo buty na wyższym obcasie. Nie wypiłam kawy z żadną koleżanką, nie spotkałam się ze znajomymi bliżej niż kilka metrów. Od tygodni nie zjadłam obiadu z rodzicami ani nie wyskoczyłam na zakupy z siostrą.
Wychodząc z domu sprawdzam czy na pewno mam przy sobie maseczkę. Dezynfekuję ręce dotykając czegokolwiek. Nigdzie nie wyjeżdżam, choć strasznie brakuje mi moich spokojnych dni w stolicy, gdzie wcześniej przynajmniej raz w miesiącu bywałam przy okazji eventów czy wystąpień w TV. Tęsknię za konferencjami blogerskimi, naszymi śmiechami do białego rana.
Nie byłam w restauracji ani żadnej kawiarni. Muszę patrzeć na łzy córki, która ślęczy przed komputerem kilka godzin dziennie, a brakuje jej zwykłego spotkania z rówieśnikami. Pocieszam. Tłumaczę jej coś, czego sama do końca nie rozumiem.
W telewizji strajki. Lanie wody przez polityków. Wszędzie kłótnie, spory i nienawiść. Jedni szczują na drugich. Co kilka dni przemawia premier: tego mi nie wolno, tego też nie, a na dodatek zabierzemy wam jeszcze coś. I tak w kółko.
Szczepienia. Czytam komentarze na fejsie. Nikt nie zamierza się ich podjąć. Ludzie się boją. Boją się nowości, co naprawdę jestem w stanie zrozumieć, a z drugiej strony to oznacza, że będziemy zamknięci w domach jeszcze długo…
Świat stanął na głowie. Również ten nasz, wewnętrzny.
To wszystko wkurwia mnie i smuci. Nie wiem co będzie jutro, co wydarzy się za chwilę. Mówią, żeby cieszyć się czasem spędzanym z rodziną. Ale ja się nim cieszyłam zawsze. Mówią, żeby Święta były spokojniejsze. Ale moje nigdy nie były bieganiną.
Rok 2020 to jakiś cyrk. Totalny.
Kładę dzieci do łóżek, przytulam, całuję. Z każdą z córek chwilę rozmawiam. Zasypiają trzymając mnie za rękę. Patrzę na ich spokojny sen, powolny oddech. Jutro czeka nas kolejny dzień pytań, na które nie będę umiała odpowiedzieć: dlaczego? kiedy?
Jestem zmęczona i nerwowa. Zbyt często krzyczę w myślach: dajcie mi wszyscy święty spokój!
A najgorsze… najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mogę tego zwalić na PMS.