A GDYBYM POWIEDZIAŁA, ŻE NIE LUBIĘ…

 

A gdybym Ci powiedziała, że jestem mamą trójki dzieci i… nie lubię spędzać z nimi czasu na zabawach, grach, kreatywnych zajęciach? Że nie bawi mnie to, tylko powoduje skręt kiszek i wzrost ciśnienia? Że musiałabym się bardzo zmusić, aby przeczytać im książkę? Co wtedy?

Wiem, co by było. Uznałabyś, że nie nadaję się na mamę. Że w ogóle nie powinnam mieć dzieci. Że szkoda moich córek, skoro żyją sobie tak samopas, z mamą obok, a nie przy nich. Część mam komentujących na różnych forach od razu wyzwałaby mnie od wyrodnych matek, gorszych od tych, które nie uznają klapsów za przemoc. Ojcowie nie byliby lepsi. Czytałabym o sobie, że takiego babska w życiu nie chcieliby za żonę. Pewnie uznano by mnie za ten typ matki, która pierwsza przywozi dzieci do placówek i ostatnia je odbiera. W dodatku spóźniona o dobrą godzinę. Jakiegoś kuratora wysłaliby do naszego domu.

A tymczasem… każda z nas ma prawo tego nie lubić, nie akceptować i spędzać czas z dzieckiem na własnych warunkach! Wcale nie trzeba kochać lalek Barbie, samochodzików na baterie, Psiego Patrolu, planszówek, zabawy w chowanego czy jazdy na rowerze. NIE TRZEBA!

To media społecznościowe wykreowały perfekcyjną matkę na tę, która wymyśla tysiące ciekawych zabaw, godzinami siedzi nad plasteliną czy puzzlami, każdą wolną chwilę spędza z dziećmi i nigdy nie ma dość. Widzimy zdjęcia uśmiechniętych rodziców, którzy budują wieżę z klocków, jeżdżą na rolkach, kopią doły w piachu, czytają setną ( w tym tygodniu) książkę dzieciom czy spacerują po lesie. Zaczynamy odczuwać PRESJĘ ze strony innych mam. Że one potrafią, chcą, nadają się… a my nie. Bo nam się nie chce malować farbami ani piec ciasteczek całą rodziną. Czujemy się przygnębione faktem, że inne dzieci mają mamę z prawdziwego zdarzenia. Chyba faktycznie nie powinnyśmy decydować się na macierzyństwo…

Guzik prawda. Guzik z pętelką, jakby to powiedziała moja córka. Nie musimy kochać wszystkich dziecięcych zabaw, choćby wszyscy na instagramie twierdzili, że tor przeszkód jest ekstra rozwijający. Nie musimy cieszyć się na myśl, że czeka nas wycieczka rowerowa, choćby wszystkie inne rodziny śmigały na dwóch kółkach z uśmiechem od ucha do ucha. Naprawdę nie musimy kochać puzzli, jeśli nasze pociechy je ubóstwiają. I najważniejsze: nie musimy robić rzeczy, których nie lubimy. BO I PO CO?

Przecież można wypracować sobie swój własny system rodzinny. Ustalić co lubimy i co możemy wspólnie porobić bez nacisku z żadnej strony. Dzieci lubią malować farbami, a my nie? Niech malują same. Czy coś złego się stanie jeśli nie będziemy wisieć im nad głowami? A może kochają piłkę nożną? Niech kopią ile sił w nogach, wcale nie musimy biegać za piłką. Ale być może lubimy coś innego? Może lubimy wspólnie śpiewać? Albo wycinać nożyczkami? A może po prostu lubimy spacery? Tak też można wspólnie spędzić czas. Wcale nie trzeba od razu wyciągać wszystkich lalek Barbie na dywan.

Nie dajmy sobie wmówić, że skoro nie gotujemy wspólnie z dziećmi to zrobimy z nich ludzi o dwóch lewych rękach. Że jeśli nie gramy z nimi w szachy to będą się wolniej rozwijać albo będą mniej zdolne od kolegi z przedszkola. Nie jesteśmy gorszymi mamami, bo do tej pory nie zrobiłyśmy ludzika ze starej doniczki. No, bez jaj.

Każda z nas ma swoje ulubione zajęcia i te, których nie znosi. Nawet jeśli instagram pokazuje nam coś innego. Olać. To nasza rodzina ma czuć się ze sobą fajnie. Każdy domownik z osobna.

Krysi z insta już podziękujmy.