ZGUBILIŚCIE KIEDYŚ DZIECKO? JA TAK.

 

To nie jest coś, o czym lubię opowiadać. Choć wspomnienie tego zdarzenia już się trochę zatarło w mojej pamięci, myślę, że nigdy tak do końca o nim nie zapomnę.

Przyznaję, kiedyś sądziłam, że żeby zgubić dziecko trzeba być bardzo nieostrożnym opiekunem. Człowiek zapewne zajmuje się wtedy rozmową z kimś nagle spotkanym albo nieodpowiedzialnie puszcza dziecko samopas. Tymczasem życie pokazało mi, że wystarczy spuścić dziecko z oka na kilka sekund, by przeżyć najdłuższe minuty na świecie.

To działo się 3 lata temu. Pojechaliśmy całą rodziną do Świnoujścia na nagranie “Małych Ratowników”. Młodsze córki miały wtedy trzy lata, Martyna siedem. Po całym telewizyjnym zamieszaniu postanowiliśmy skorzystać z atrakcji, jakie tam przygotowano. A było tego tego całe mnóstwo. I oczywiście specjalny plac zabaw na plaży, zamknięty, z ogrodzeniem. Dzieci od razu pobiegły na zjeżdżalnię i do domku, bawiły się przygotowaną tam fontanną, radocha niemała. Staliśmy obok, dosłownie kilka metrów. Przez cały czas mieliśmy je na oku.

Najbardziej w oczy rzucała się Martyna, bo najwyższa. Widząc ją przy domku, a Paulę wchodzącą do domku, oczywiste było dla nas, że najprawdopodobniej Lilka jest już w środku, bo od początku bawiły się razem. Ale kiedy zmieniły miejsce zabawy, dostrzegłam, że są jednak we dwie. Podbiegłam więc do nich, żeby zapytać, gdzie jest Lila. Na co usłyszałam: “nie wiem, była tu przed chwilą”.

Do dziś nie wiem, jak to się stało. Nagle, w jednej sekundzie do głowy przyszło mi wyobrażenie, jak ktoś łapie ją za rękę i wyprowadza z plaży. Nie wiem, dlaczego akurat o tym pomyślałam, wpływ mediów i okropne doniesienia o tym co się dzieje, czy może bujna wyobraźnia. Nie szukaliśmy jej długo, może cała akcja trwała 2-3 minuty, ale to były najdłuższe minuty w moim życiu. Okazało się, że Lila wyszła przez ogrodzenie, bo jakiś rodzic musiał zostawić otwartą furtkę i poszła do namiotu obok, bo tam grała muzyka. Stała sobie spokojnie przed sceną i podziwiała atrakcje.

Kiedy ochłonęłam po całym zajściu, powiedziałam wtedy mężowi: “nigdy nikomu o tym nie mów”. Czułam wstyd. Czułam, że zawiodłam ją, jego i samą siebie.

Dziś bogatsza o rożne doświadczenia wiem, że można być bardzo opiekuńczą i zaradną mamą, ale nie mamy wpływu na wszystko. Czasem po prostu zdarzy się coś, czego zupełnie się nie spodziewamy.

Nasza historia zakończyła się szczęśliwie. Zareagowaliśmy w porę, zanim ona sama zdążyła się zorientować, że oddaliła się od nas. Zanim pojęła, że się zgubiła. Nie wyobrażam sobie swoich wyrzutów, gdybym znalazła ją przestraszoną i zapłakaną. O porwaniu nawet nie myślę.

Kiedy więc napisała do mnie marka T-Mobile z propozycją przetestowania zegarków Family Watch, dzięki którym można zlokalizować dziecko, zgodziłam się od razu. Zwłaszcza, że teraz dziewczynki mają 6 lat, a telefonu komórkowego nie będą miały na pewno przez najbliższe kilka.

Zegarki mają kilka fajnych funkcji. Telefon z zegarkiem synchronizuje się poprzez specjalną darmową aplikację. No i tu mamy przede wszystkim lokalizator. Myślę, że przydatny, kiedy dziecko nie tyle się zgubi, co po prostu wychodzi samo z domu. Na osiedle, do koleżanki, wyjeżdża na kolonię czy gdziekolwiek, gdzie będzie bez rodziców.

Ten nowoczesny gadżet pozwala również rodzicowi zadzwonić do dziecka, a dziecku do wybranych numerów. Nikt spoza listy nie może skontaktować się z maluchem, więc nie trzeba bać się niepożądanych połączeń.

Dzięki przytrzymaniu przycisku SOS przez trzy sekundy, momentalnie na telefon rodzica przychodzi powiadomienie o lokalizacji dziecka.

Poza spokojem i komfortem rodziców Family Watch jest również fajnym gadżetem dla dziecka. Ma wbudowaną prostą grę, kalkulator, budzik, aparat (można nie tylko cykać sobie zdjęcia, ale również tworzyć  wideorozmowy). Tym sposobem robią fotki wszystkiemu i wszędzie 😀

Jest także czat z połączonymi osobami i kolejny absolutny hit dla moich dziewczyn: opcję SPORT, dzięki której wiedzą, ile zrobiły kroków danego dnia, jaki dystans pokonały i ile spaliły kalorii. Dodam tylko taką ciekawostkę, że będąc cały dzień w domu (i ogrodzie) Paula zrobiła prawie 7 tysięcy kroków! Niesamowite.

Urządzenie można kupić w dwóch kolorach: różowym i niebieskim. Przy zakupie otrzymujemy:
– nielimitowane połączenia na numery stacjonarne i komórkowe w kraju oraz roamingu EU/EOG,
– pakiet 1 GB internetu z pełną prędkością, a po jego wyczerpaniu internet bez limitu danych, z prędkością ograniczoną do 128 kb/s.

Czy poleciłabym zegarki innym rodzicom? Oczywiście. Zwłaszcza kiedy mają dzieci w takim wieku, że nie powinny posiadać jeszcze własnego telefonu. Zegarek jest bardzo łatwy w obsłudze, moje dziewczynki zaczęły z niego korzystać po minucie instrukcji. Uważam jednak, że nawet taki gadżet nie zwalnia nas z opieki i obserwacji dziecka, ale na pewno wiele ułatwia. Gdyby miała się powtórzyć sytuacja sprzed trzech lat, dziś byłabym spokojniejsza, bo wystarczyłoby zadzwonić do Lilki.

Polecamy.

Wpis powstał we współpracy z marką T-Mobile. Zegarki znajdziecie TUTAJ