Ta cała sytuacja z pandemią wzbudza we mnie skrajne emocje. Zaczęło się od paniki, której nie mogłam zrozumieć. Choroby przecież zawsze istniały, ale media sprawiły, że przestałam myśleć racjonalnie. Z czasem zrozumiałam, że wiele mam dokładnie tak reagowało na pandemię. Jesteśmy odpowiedzialne nie tylko za siebie, ale za małe istoty, które kochamy najbardziej na świecie. Jak się nie bać? Można tak?
Potem nastąpił czas akceptacji. Nie mam wpływu, na to co się wydarza, więc posiedzę cichutko i przeczekam ten stan.
A potem zaczęłam obserwować jak reagują inne kobiety. Przede wszystkim mamy, bo ta grupa jest mi najbliższa. Poza wieloma wspólnymi odczuciami, pojawiła się jedna, której za cholerę nie mogę zrozumieć. Wiele kobiet, również znanych mi osobiście odsłoniło prawdziwą twarz. I ta odsłona strasznie mnie martwi i smuci. Bo po wielkim bum, w którym każdy pisał za co jest wdzięczny, nagle nastąpił bum narzekania.
I nie zrozum mnie źle, rozumiem, że jest ciężko. Moje życie też wywróciło się do góry nogami. Koronawirus zmienił wiele moich życiowych i rodzinnych planów. Żeby popracować muszę wstać o piątej rano, przed dziećmi. Potem lekcje, zadania, obiadki sratki, sprzątanie i nic już nie wygląda tak jak jeszcze kilka miesięcy temu. JESTEM ZMĘCZONA, ale na litość Boską, to moja rodzina.
Wiele mam zdało sobie sprawę z tego… że dziecko przeszkadza w życiu! Nie mówię teraz o zmęczeniu, mówię o tym, że one mają zwyczajnie dość macierzyństwa. Mamy, które na instagramie piekły muffinki z dzieckiem, przebierały w kolejną sukieneczkę, wrzucały zdjęcia z perfekcyjnych wakacji, teraz doszły do wniosku, że najlepiej jest wtedy, gdy maluch jest w placówce. A one mają święty spokój!
Kocham święty spokój, chciałabym, żeby wszystko wróciło do normy, ale świadomie decydowałam się na dzieci. One potrzebują mnie obok, potrzebują wsparcia, wspólnego spędzania czasu i choćby nie wiem co się działo, zawsze będę mamusią. Tą ukochaną.
Możemy sobie heheszkować w memach, że odliczamy dni do bezpiecznego otwarcia przedszkola. Śmiech jeszcze nikogo nie zabił. Ale jeśli dochodzimy do wniosku, że lepiej nam bez dzieci… to dokąd zmierza nasze macierzyństwo? Czy to jest ten model macierzyństwa, o który nam chodziło? Żeby pokazać perfekcyjne macierzyństwo na zdjęciach, a tymczasem inaczej czuć poza obiektywem?
Wyobrażam sobie, że to ten typ kobiet, który zawozi dziecko do przedszkola skoro świt, a odbiera je jako ostatnie. I często te matki nie pracują na etacie. Tak po prostu wygodniej, oddać malucha na przechowanie komuś innemu.
Pewnie ten wpis nie spodoba się każdemu, ale mam to gdzieś. Szkoda mi dzieci, które są przeszkodą w życiu dorosłych. Po prostu. Sama nie chciałabym mieć takich rodziców.