Większość z nas została wychowana w czasach, gdy slogan: “dzieci i ryby głosu nie mają” był bardzo popularny. Śmiem twierdzić, że jeśli w Twoim rodzinnym domu panowało przekonanie, że Twoje dziecięce zdanie się nie liczy, to bardzo możliwe, że taki sam model wychowywania dzieci przeniosłaś do swojego domu. Nie jest to oczywiście reguła, ale trzeba przyznać, że zdarza się bardzo często.
Wyobrażasz sobie sytuację, dwadzieścia albo trzydzieści lat temu, żeby dziecko wtrącało się do rozmowy dwóch dorosłych osób? Żeby kilkulatek zwrócił uwagę tacie, że nie wolno przeklinać albo mamie, że za długo ogląda tv (taki tam przykład tylko)? Kiedyś takie scenki były nie do przyjęcia. Dziecku nie wolno było przerywać rozmowy, nie wolno mu było nawet jej słuchać, choć rozmowa toczyła się w tym samym pokoju.
Chciałabym powiedzieć, że u nas jest inaczej, ale prawda jest taka, że wciąż próbuję przekonać męża do tego, że dzieci nie tylko mają głos, ale również POWINNY go mieć. Chociaż słowo “przekonać” nie bardzo tu pasuje. Dużo rozmawiamy na ten temat i on wie, że dokładnie tak jest, ale wpojone zasady zostają z nami czasem całe życie. I bardzo ciężko jest je zmienić.
Jak jest ze mną? Wychodzę z założenia, że tworząc rodzinę, każdy z nas jest jej pełnoprawnym członkiem. Dziecko, mimo że niewiele wie o życiu, jest osobą kompletną. Czuje, myśli, przeżywa w takim samym stopniu jak rodzice. Być może jeszcze na innym poziomie, ale robi to.
Często pytam dzieci o zdanie. Jasne, że nie zdecydują jaki samochód mam kupić albo w którym banku założyć konto, ale śmiało mogą powiedzieć czy wolą na obiad buraczki czy mizerię. Czy wolą pójść na plac zabaw czy do kina. Same mogą zdecydować w co się ubrać, jak się uczesać i jakie buty im się podobają. Liczę się z ich zdaniem, a one dzięki temu czują się ważne i przede wszystkim wiedzą, że mają wpływ na wiele spraw. Póki co, wcale nie jakiś superważnych, ale przecież tak buduje się pewność siebie. Od małych rzeczy.
Jeśli rozmawiam z mężem, a jesteśmy w tym samym pomieszczeniu z dziećmi to nie widzę powodów, dla których miałyby udawać, że nie słyszą o czym rozmawiamy. Gdybyśmy chcieli, żeby nie słyszały… to nasza w tym rola, by wyjść lub porozmawiać, gdy będą na przykład już spały. Wyobrażam sobie co musi czuć dziecko w momencie, gdy słyszy: “nie wtrącaj się! To nie twoja sprawa. Zajmij się czymś i nie słuchaj!”. To taki przekaz: nie jesteś waży, nie obchodzi mnie co myślisz, jesteś zbyt głupi/smarkaty, żeby rozmawiać na tematy dla dorosłych!
Dlaczego dziecko miałoby nie zwrócić uwagi rodzicowi? Przykład z wczoraj: wciąż powtarzamy dzieciom, że w czasie posiłków nie oglądamy tv, nie bawimy się zabawkami, nie korzystamy z telefonu. I sru: wchodzi tata, myje ręce, siada do stołu i wyciąga telefon. Czy któraś zwróciła mu uwagę? OCZYWIŚCIE! Bo złamał reguły. Brawo dla nich.
Uważam, że jeśli chcemy nauczyć dziecko szacunku do innych to samo ten szacunek powinno dostawać w domu. Od rodziców! Powinno czuć się ważne, potrzebne, szanowane i kochane. W przyszłości zbierzemy dokładnie to co teraz zasiejemy. Nie zdziwmy się więc, że kiedy się zestarzejemy, a nasze dziecko dorośnie, usłyszymy: mamo, nie wtrącaj się. Nie rozumiesz dzisiejszego świata.
Role bardzo szybko mogą się odwrócić.