NIE CHCĘ SIĘ WTRĄCAĆ, ALE…

 

 

Wiesz ile mamy rodzajów kwiatów? Ja też nie wiem, ale myślę, że ta liczba jest podobna do ilości rodzajów… matek. Nie, nie opieram tych informacji na żadnych naukowych badaniach. Obserwuję swoje czytelniczki, mamy na grupach facebookowych, koleżanki i sporo czytam o wychowywaniu w necie. Różnimy się. Możemy mieć cechy wspólne, ale naprawdę się różnimy. Pod wieloma względami. Porównanie do kwiatów jednak jest nieprzypadkowe. Są mamusie delikatne jak płatki tulipanów, są te z kolcami i niestety takie, które nigdy nie kwitną.

Są mamy, które bardzo dużą uwagę przywiązują do sposobu odżywiania. W takim domu nie uraczysz niezdrowych przekąsek. Nie ma przyzwolenia na chrupki, chipsy, pączki ani frytki. Nie ma mowy, by dziecko dostało lizaka, watę cukrową czy nawet posłodzoną herbatę.

Są takie, które ostrożnie podchodzą do tych wszystkich reklamowych produktów dla dzieci. Od czasu do czasu jakieś lepszej jakości chrupki, czasem chips, może pączek, słodzony sok albo lizak na urodziny. Bez szału ani w jedną, ani w drugą stronę. Bo wszystko jest dla ludzi, ważne, żeby było z głową.

I trzecia grupa mam: ta, która “zezwala” na wszystko. Fast food na obiad, lody zaraz po nim, czekoladka, batonik, cola, a na zagryzkę popcorn. Bo przecież skoro sama tak jada to dlaczego dzieci miałyby inaczej.

Czy w Twojej głowie zrodziła się już myśl, która mama ma lepsze podejście? Ok, lecimy dalej.

Jest taki typ mam, który nie stosuje kar wobec dziecka. Tłumaczy do znudzenia, ale nigdy nie pozwoli sobie na to, by dziecko w jakikolwiek sposób ucierpiało przez to, że zachowało się niewłaściwie.

Są też takie, które nie chcą karać pociech, ale nie znajdują żadnego sensownego “zamiennika”. Bo zwykłe tłumaczenie nie działa, prośba nie działa, groźba nie działa, no to w efekcie końcowym wjeżdża kara za brak posłuszeństwa.

No i ostatnia grupa mam: ta, która za jedyny właściwy sposób wychowywania uznaje kary. Koniec kropka.

Wiem, że to duże generalizowanie, ale piszę tak celowo, żeby pokazać Ci skrajne zachowania i bardzo różne podejście do macierzyństwa.

Pytanie zasadnicze: która grupa mam, Twoim zdaniem, ma prawidłowe to całe podejście? A wiesz co myśli każda z nich? Każda z nich jest przekonana, że postępuje właściwie. Każda z nich znajdzie co najmniej kilka argumentów, żeby przekonać Cię do swoich racji. Jaki jest sens dawania im “złotych rad”? Jeśli powiesz którejkolwiek, że robi źle, ona nie zastanowi się nad Twoimi słowami tylko przyjmie postawę obronną. Od razu stanie na straży własnego zdania, mimo, że może nie mieć racji.

Ale rady mimo wszystko otrzymujemy. I to my czasem zakładamy zbroję pod tytułem: nie będziesz mi mówić co mam robić. A czasem warto się jedynie zastanowić, bo może się okazać, że… nie jesteśmy perfekcyjne. Nie mówię tu o wścibskiej teściowej, która na każdym kroku chce udowodnić Ci jak bardzo nie ogarniasz. Nie mówię o koleżance, która pozjadała wszystkie rozumy, a jej dzieci są najmądrzejsze, najwspanialsze i w ogóle zawsze naj. Mówię o tych radach danych z troski. Takie przecież też się zdarzają.

Nie ma jednej, właściwej, słusznej metody wychowawczej. Nie znajdziesz jej w żadnej książce. Czasem, a nawet często, trzeba się posłużyć po prostu intuicją. A ta… bywa zawodna. Cała sztuka polega na tym, by nie jeżyć się na kogoś o odmiennych poglądach. By dopuścić do siebie myśl, że ktoś może uważać inaczej. I nie dać się ponieść żadnej gównoburzy.