MÓJ SPOSÓB, ŻEBY PRZETRWAĆ TEN TRUDNY CZAS

Nastały czasy, które nie śniły się nam samym. Każdy z nas próbuje sobie radzić z tym na swój własny sposób. Jednym wychodzi to lepiej, drugim gorzej, ale trzeba przyznać jedno: każdy musi znaleźć swój własny sposób.

Miałam czytać “mądre” książki. Te, które czekały na półce na właściwy moment. Kiedy jak nie teraz? Fajnie byłoby móc się pochwalić poważnymi tytułami i pozycjami.

Miałam kursy robić. Online. Bo tylko takie robię. Ba, ja nawet kupiłam dostęp do trzech różnych. Jeden dotyczył reklam na facebook’u, drugi o rozwoju marki osobistej w social mediach i trzeci również w tematyce blogowania. Oto idealny moment na podnoszenie swoich kompetencji i zdobywanie wiedzy.

Miałam czytać artykuły, które poszerzą moje horyzonty. Oglądać ambitne programy i znaleźć dziedzinę, która mnie zafascynuje równie mocno jak pisanie bloga.

Takie miałam plany. Powtarzałam sobie, że wszystko będzie dobrze, a czas spędzony w domu nie musi być zmarnowany.

Tymczasem…

Dzień zaczynam od sprawdzenia najnowszych informacji o koronawirusie. Potem przez większość dnia powstrzymuję chęci włączenia TVN24. Znajduję sobie w tym celu bardzo prozaiczne zajęcia. Segreguję ubrania, prasuję, czyszczę lodówkę, gram w planszówki, układam puzzle, czytam dzieciom kolejną opowieść o księżniczce. I tak leci czas do wieczora.

Tu następuje moment, gdy w domu zapada cisza, a moje myśli z bladoróżowych przekształcają się w czarne. Totalnie. Co wtedy robię? Cóż, nie włączam programu naukowego, a Hotel Paradise. Coś, co pomaga zająć myśli, zrelaksować się, pośmiać, odprężyć. Raz w tygodniu z niecierpliwością czekam na Ślub od pierwszego wejrzenia, kolejny program, który zabiera złe myśli i mam wrażenie, że gdyby wymyślono teraz najgłupszy szoł świata… to ja bym go oglądała. Nie ma miejsca na poważne pozycje w żadnej dziedzinie życia. To po prostu nie sprawdziło się u mnie. Potrzebuję kompletnie odmóżdżających programów, śmiesznych memów w necie i książek, których normalnie nie wzięłabym do ręki, a teraz czytam do poduszki, bo są tak lekkie jak piórko na wietrze. A mój mózg nie przyjmuje teraz ciężkich tematów. Nie podejmuje walki o nową wiedzę. Nawet nie chce próbować.

I wiesz co? Niech tak będzie. Bo poza zdrowymi płucami, najbardziej potrzebuję teraz zdrowej psychiki. Tak czuję. Niczego sobie nie narzucam, nie katuję się myślami, że inne blogerki właśnie korzystając z kwarantanny kończą swoje książki, kursy i webinary. Że codziennie robią live’a, kiedy ja od czasu do czasu mam ochotę jedynie na to, żeby pomalować rzęsy i nie straszyć jak strach na wróble we własnym ogrodzie. Nie mam ochoty na naukę, szkolenia, ambitne książki. Marzę o tym, żeby się odchamić i po prostu zająć czymś myśli.

Czy będę żałować, że zmarnowałam ten czas? Otóż, nie czuję, żebym marnowała cokolwiek. Kiedy ktoś inny wykorzystuje “siedzenie w domu” na inwestowanie w siebie, ja potrzebuję po prostu być. Bezproduktywnie. Z dystansem, na luzie, bez nakręcania się wiadomościami o koronawirusie.

Nie wyrzucaj sobie niczego jeśli masz podobnie. Jest nas już dwie.