Masz kilka lat.
Siedzisz przy stole i próbujesz zjeść groszek z marchewką. Każda kolejna porcja w buzi powoduje u ciebie odruch wymiotny. Przełykasz mimo wszystko. Oddychasz ciężko patrząc na talerz. Zbyt dużo tego mama nałożyła. Zerkasz na nią błagalnym wzrokiem, wtedy ona w końcu się odzywa: “Jeśli zjesz wszystko to dostaniesz nagrodę” (abstrahując od tego czy to słuszna metoda wychowawcza czy nie, bo nie o tym jest tekst, trzeba przyznać, że w wielu domach tak było). Przypominasz sobie, że kiedy mama wróciła do domu ze sklepu, chowała lody w zamrażarce. Powolutku, dasz radę! Przełykasz kolejną porcję.
Innym razem.
Bardzo chcesz pojechać do babci. Tak bardzo, że od kilku dni odliczałaś godziny. Kiedy wydawało się, że ten moment jest już tuż tuż, tata wszedł do twojego pokoju. “Nigdzie nie pojedziesz, dopóki tu nie będzie posprzątane!”. Zbierasz zabawki z podłogi, układasz książki na półkach, ścielisz łóżko i zabierasz się za górę ciuchów rzuconą niedbale na krześle przy biurku. Jeszcze tyle sprzątania… a przecież miałaś być już u babci i zajadać babkę czekoladową…
Jesteś nastolatką.
Chcesz obejrzeć wieczorem swój ulubiony serial. To tylko jeden odcinek w tygodniu. Rodzice nie mają nic przeciwko, ale najpierw musisz wynieść śmieci, podlać kwiaty, wyprowadzić psa, opróżnić zmywarkę, odkurzyć swój pokój i odrobić zadanie domowe. Dopiero potem możesz usiąść na kanapie i włączyć TV. I tylko wtedy, jeśli wszystko zostanie wykonane. Zanim to nastąpi, chcąc, nie chcąc, musisz zacisnąć zęby i wyjść mimo deszczu, poodkurzać mimo niechęci i odrobić zadanie, choć historia dopiero w przyszły wtorek.
Albo kiedy nakazują ci zrobić badania krwi. Okropni dorośli, wysyłają cię do laboratorium, choć wiedzą jak bardzo się boisz. Mówią, że to dla twojego dobra. Idziesz z duszą na ramieniu, prawie mdlejesz ze strachu, pokonujesz sama siebie. Bo wiesz, że jeśli wyniki okażą się w normie to masz spokój na następny rok. Warto przecierpieć.
Jesteś dorosła.
Budzisz się skoro świt. Wydaje ci się, że jesteś panią swojego życia i teraz tylko ty decydujesz o sobie. Do czasu, gdy pojawia się zaraza. Dostajesz jasny komunikat: nie wyjdziesz z domu, nie spotkasz się z przyjaciółką ani nie odwiedzisz rodziców jeśli teraz nie będziesz trzymała się zaleceń. Teraz masz siedzieć na tyłku w domu i absolutnie nigdzie nie wychodzić. Jeśli posłuchasz, to czas twojej wolności nadejdzie szybciej. Jeśli nie, będziesz siedzieć tak jeszcze długo.
Nagroda jest obiecująca. Myślisz: warto teraz zacisnąć zęby i wytrwać, żeby potem móc cieszyć się zasłużoną nagrodą. Mobilizujesz innych, bo tak trzeba. Mimo niechęci, mimo złości i mimo ogromnego wewnętrznego buntu wiesz, że tak musi być i na nic krzyki i lamenty. Czujesz się jakbyś nagle cofnęła się w czasie… Jakbyś znów miała kilka-, kilkanaście lat i musiała zasłużyć na nagrodę. Ale tym razem stawka jest większa. Gramy o WOLNOŚĆ.
I teraz tylko pozostaje nadzieja, że trafił ci się “rodzic”, który dotrzymuje słowa, a nie taki, który obiecuje nagrody… a potem o nich zapomina.