CZY RODZICE ZAWSZE POWINNI SIĘ ZGADZAĆ?

 

Czy rodzice muszą mieć zawsze to samo zdanie w kwestii wychowywania dzieci?

Zacznijmy od początku, choć może pomińmy romantic story i skupmy się na momencie, gdy już ze współtowarzyszem życia zakładamy rodzinę. Bo wiesz, do tej pory wszystko wydawało się takie perfekcyjne. Podobne zainteresowania, identyczne poczucie humoru, zgrani w łóżku i poza nim, różni, ale bardzo dopasowani i wydaje nam się, że już zawsze będzie tak kolorowo.

Tymczasem nikt nie zwraca uwagi na to… że często jesteśmy inaczej wychowani. Wynieśliśmy różne wartości z domu rodzinnego. W naszych domach panowały różne zwyczaje, rodzice traktowali nas w różny sposób, inaczej uczyli, inaczej przekazywali swoje wartości.

I zderzają się potem ze sobą takie dwie osoby, chcąc tworzyć nową, całkiem odrębną rodzinę. Taki nienaruszony twór, czysta kartka. I okazuje się, całkiem słusznie z resztą, że każda z tych osób chce tę kartkę zapisać “po swojemu”. Nagle, gdy zostają rodzicami dociera do nich ja bardzo się różnią, a dzieciom należy (?) przekazać jedyną słuszną drogę. Uważają, że powinni mówić tym samym językiem, mieć to samo zdanie na każdy temat i uczyć w ten sam sposób. Jasne, tak byłoby najprościej.

Ale nie jest.

Bo okazuje się, że tata dostawał w domu lanie i uważa, że to go wychowało na twardziela i nie skręcił w życiu na złą stronę świata. Mama nigdy nie dostała klapsa i sądzi, że tylko rozmową i tłumaczeniem można dotrzeć do dziecka. W jednym domu wszystko robiła mama, a tata był obsługiwany, w drugim oboje pracowali na etacie i dzielili się obowiązkami. Jedni potrafili się dogadać, a kłótnie były jedynie szybką wymianą zdań, a w drugim tata wiecznie krzyczał na mamę, więc teraz taki facet zdziera gardło na swą towarzyszkę życia, a ta z kolei nie może zrozumieć, jak można podnieść głos na kogoś bliskiego.

Różnice robią się bardzo widoczne z czasem. Tata nakazuje zjeść dzieciom wszystko z talerza, by nie marnować jedzenia, mama mówi, że nie należy wciskać dziecku jedzenia na siłę. Jedno od razu wysłałoby siedmiolatka na obóz na koniec świata, drugie wciąż się martwi i czekałoby do osiemnastki dziecka z taką decyzją.

Takie sytuacje się mnożą każdego dnia. Bywa, że nagle dostrzegamy jak bardzo nasza wizja wychowywania dziecka rozbiega się z wizją współmałżonka. Kłótnia? Jasne. Kiedy emocje biorą górę, bywają i kłótnie. Co wtedy robić? Czy takie niedopasowanie powoduje, że nagle trzeba się rozstać? Nawet rozstanie nie załatwi sprawy, kiedy dziecko będzie miało kontakt z obojgiem rodziców.

Trzeba po prostu uznać, że te różnice są normalne i bardzo częste w związkach. Czasem z przekonania jakie wynosimy z domu, czasem dla zasady, bo “moja mamusia wiedziała najlepiej”, a czasem z niewiedzy.

Jak się dogadać? No właśnie, próbować zrozumieć co chce nam przekazać druga osoba. I rozmawiać. Tu nikt nie odkryje Ameryki. Jeśli masz rozsądne argumenty to przekonasz drugą osobę do swoich racji, a być może to ona przekona cię do swoich. Ale nie osiągniecie kompromisu bez szczerej rozmowy. Związek to wieczne kompromisy. Rodzicielstwo to jeden wielki kompromis. Najgorszą bowiem postawą jest, gdy mama mówi, że “nigdy nie wolno nikogo bić”, a tata: “przywal mu to przestanie się śmiać”.

To nie jest łatwe, zwłaszcza jeśli chodzi o poważne tematy, nie tylko zjedzenie groszku z talerza. Ale jak inaczej dobrze wychować dzieci?

Te różnice między partnerami nie są wcale takie złe. Ale pod warunkiem, że powodują, że zaczynamy się zastanawiać, dyskutować, szukać rozwiązania, współdziałać. Bo właśnie tak powinno być, że współpracujemy ze sobą dla dobra dziecka. Na tym polega świadome rodzicielstwo, wcale nie na patrzeniu w tym samym kierunku, ale na mówieniu tym samym językiem, bo kierunek bywa jeden, ale dróg tak wiele.