DLACZEGO MÓJ MĄŻ NIGDY NIE PYTA CO ROBIŁAM CAŁY DZIEŃ

 

Wpis powstał we współpracy z Panią Swojego Czasu.

 

We wrześniu rozpoczęłam pracę nad zmianami w swoim życiu. Chciałam być bardziej zorganizowana, a jednocześnie marzyłam o tym, by pracować tylko do 15:00, gdy dzieci są poza domem, by popołudnia móc poświęcać właśnie im. Miałam poczucie, że dni uciekają mi niepostrzeżenie, a ja swoje obowiązki wciąż rozwlekam i nic w moim życiu nie jest poukładane.

Planowałam sobie wcześniej, że następnego dnia muszę np. napisać tekst albo wysłać marce zdjęcia do akceptacji. Że muszę wyprasować tę stertę ciuchów i zrobić zakupy. I w większości przypadków nie robiłam tego, bo wstając rano miałam w głowie optymistyczną myśl, że mam jeszcze przed sobą cały dzień i zdążę. Koło południa wciąż z uśmiechem na twarzy pocieszałam się, że mam jeszcze pół dnia. Kiedy wracały dzieci ja zaczynałam prasować. Irytowało mnie każde “mamooo”, bo przecież musiałam wykonać to, co sobie założyłam. Wieczorem styrana kładłam się do łóżka i byłam zwyczajnie na siebie zła. Miałam czas, by zrobić wszystko do 15:00, ale wciąż znajdowałam sobie inne zajęcia. A to porządek w lodówce, a to zakupy w mieście, zamiast w najbliższym markecie. I dzień uciekał. Największe wyrzuty miałam jednak z powodu dzieci… Nie byłam z nimi. Byłam w pokoju obok, przy desce do prasowania. Dupa!

Przeczytałam książę Pani Swojego Czasu (pisałam o niej TUTAJ). Wyciągnęłam własne wnioski, zrobiłam notatki, zaczęłam zmiany. I sama byłam zaskoczona własnymi spostrzeżeniami.

Po pierwsze: to było prostsze niż myślałam. To znaczy, samo planowanie było proste po tych wszystkich wskazówkach z książki. Trzymanie się planu to już zdecydowanie praca nad samodyscypliną, ale zawzięłam się. Po licznych błędach wiedziałam już z czym mam problem, co mnie rozprasza, z czego muszę zrezygnować i że robienie sobie przerw w czasie pisania na przykład, na mnie działa tak, że nie chce mi się do tego już wracać itd. I te zmiany okazały się najtrudniejsze.

Po drugie: osiągnęłam coś, co stało się jakby bonusem do planowania.

 

Znacie to uczucie, gdy facet wraca do domu, rozgląda się po pokoju i kuchni i wywala głośne: “co robiłaś cały dzień?”. Mój facet nie jest jakimś głąbem i nie rzucał tego tekstu z wyrzutem, ale kiedy kolejny raz zadał to pytanie dostawałam szału. Czy ja muszę tłumaczyć się z każdej minuty? Nawet jeśli nie miał złych zamiarów to ja i tak dostałam alergii na ten ciąg wyrazów, bo miałam wrażenie, że rozlicza mnie z tego co zrobione, a co nie.

I tu wchodzi Pani Swojego Czasu cała na biało. Niechcący, bo przecież nie miałam zamiaru pokazywania mężowi jaka jestem zarobiona, a jednak stało się.

Każdy dzień kończę robiąc plany na następny. Zapisuję tylko to, co chcę/ muszę zrobić. I tyle. Z samego rana, gdy dzieci jeszcze śpią, a w domu roznosi się już zapach świeżo zaparzonej kawy, siadam do swojego planera i korzystając z tych planów, rozpisuję je na godziny. Praca do 15:00, w przerwie obiad, potem chwila na obowiązki domowe i wolne.

 

Potem wieszam sobie tę kartę na swojej tablicy w kuchni. I staram się trzymać skrupulatnie planu. Oczywiście, że nie zawsze wychodzi i nie pracuję z zegarkiem w ręku, ale pewne proporcje zostają zachowane (nawet jeśli mam 15 minut spóźnienia lub wyrobię się wcześniej). Jeśli coś wypadnie mi nieplanowanego to skreślam to czego nie zrobiłam, zapisując to na kolejny dzień.

Teraz oczami wyobraźni zobaczcie mojego męża, który wraca do domu, rozgląda się po pokoju i kuchni i zerka na naszą tablicę. Cisza. Zero pytań, głupiego gadania, nerwów i kłótni.

 

Żeby była jasność, nie tłumaczę się w ten sposób przed nim. Daleka jestem od tłumaczenia się komukolwiek. To planowanie mi pomaga, motywuje mnie i zawsze mam satysfakcję jeśli wszystko jest zrobione. Spokój i zero pytań mam w gratisie 🙂

A sobota jako dzień mopa to u nas dzień sprzątania. Całą rodziną. Więc lista również wisi i każdy wie co ma robić. Ale tym razem bez godzin.

 

Słyszałam, że skrupulatne robienie planów dnia pozbawia nas spontaniczności. Nie zgadzam się z tym. Nie planuję godzinowo naszych wolnych chwil, nie rozpisuję sobie weekendów, skupiam się wyłącznie na swojej pracy i obowiązkach domowych. Dodatkowo zawsze mam zapisane wycieczki dzieci, dodatkowe zajęcia, kasę, którą trzeba przynieść do szkoły, imprezy urodzinowe koleżanek i kolegów w przedszkolu, wywiadówki i milion innych spraw, które jeszcze w poprzednim roku szkolnym mi ulatywały.

 

Jestem z siebie dumna. Naprawdę.

 

Planery do kupienia TUTAJ

Lista “dzisiaj zrobię” do kupienia TUTAJ