KLĄTWA WIEDZY

Zdecydowałyśmy się na macierzyństwo w ciekawych czasach. Można rzec, w dużo lepszych niż nasza mama. Mamy dostęp do wiedzy, informacji, badań, statystyk. Nie wiemy jak przewinąć dziecku pieluchę? Bam, youtube wie. Nie wiemy na jaką kaszkę się zdecydować? Odpalamy internet i już znamy skład wszystkich kaszek dla dzieci na polskim rynku. Przepisy, polecenia, wyniki badań z laboratorium – wszystko przyjdzie ci na skrzynkę mailową jeśli tylko w odpowiednim miejscu klikniesz, że tego właśnie chcesz.


Zawsze lepiej wiedzieć niż nie, prawda?


Nie zawsze wychodzi nam to jednak na dobre. Weźmy taką młodą mamę, która jest na bieżąco ze wszystkimi informacjami. Wcale nie jest to przecież trudne, wystarczy zalogować się na fejsie. Taka mama jest wrażliwa na punkcie swojego dziecka i jak każda, chce dla niego jak najlepiej. A już zdecydowanie chce uniknąć wszelkich błędów i sytuacji, które mogą zagrażać jego zdrowiu lub życiu.


I czyta.


Czyta o NOP-ach. Boi się szczepić. Fora internetowe nakręcają gorączkę. Kobieta odlicza tygodnie do godziny zero, potem godziny. Cały czas zastanawiając się co robić. Tylu sprzecznych informacji się naczytała, że sama nie wie komu wierzyć. Kiedy zbliża się termin wizyty lekarskiej, a tym samym moment szczepienia, wchodząc do gabinetu prawie mdleje. Potem nie odstępuje dziecka na krok i sprawdza każde niepokojące zachowanie.


Wtórne utonięcie. Okazuje się, że można się utopić… we własnym łóżku. Był przecież taki przypadek i coraz głośniej o takich sytuacjach. Dziecko kąpało się w basenie, wróciło do domu, poszło spać, rano nie żyło. Okazuje się, że musiało się zachłysnąć wodą, ta z kolei (bez zbędnych szczegółowych informacji) spowodowała obrzęk krtani. Udusiło się. Co robi taka mama? Zaczyna bać się zwykłej wanny. Koniec z zabawami w wodzie. Stoi przy wannie i patrzy jak przez lornetkę, uważając by nawet kropla wody nie wpadła dziecku do buzi. A kiedy taki maluch wraca z basenu z tatą, siedzi przy nim pół nocy sprawdzając jak oddycha…


Barszcz Sosnowskiego. Tyle się teraz o tym czyta. Niebezpieczna roślina powodująca ciężkie poparzenia, a także problemy z oddychaniem. Należy jej unikać, a także zgłaszać miejsca, w których występuje. I teraz każdy spacer z dzieckiem kończy się tym, że mamusia swoim sokolim wzrokiem skanuje całą łąkę. Wyrywa kwiatki z rąk maluszka, żeby sprawdzić czy niczego niedozwolonego nie zerwało. A najlepiej to po prostu zabronić mu zbliżania się do trawy.


Nie mówię tu o takich bardzo pospolitych rzeczach, jak wpędzanie w poczucie winy matek karmiących mlekiem modyfikowanym albo wyśmiewanie niewiedzy innych mam, które miały odwagę zapytać o coś wprost na forum.


Wiedza jest nam potrzebna to tego byśmy szli na przód, rozwijali się, znali skutki nadmiernego spożywania cukru (co wcale nie oznacza, że dziecko w wieku dziesięciu lat ma nie znać smaku lizaka). I tego napływu wiedzy nie da się zatrzymać ani przed nim chronić. Nie czytać? Niemożliwe.


Pamiętać o zdrowym rozsądku. Bo tego nigdy za wiele.

 

„Choćbyśmy nawet mogli stać się uczonymi uczonością drugich, mądrzy możemy być jedynie własną mądrością.”

– Michel de Montaigne