MOŻE NAWET NIE WIESZ, ALE CODZIENNIE GRASZ W TĘ GRĘ…

Amerykanie stworzyli pewną zabawę, opartą na najnowszej technologii. Zebrali grupę ochotników i testowali ją na wybranych osobach.


Przed każdą z tych osób postawiono słup gliny. Zadaniem uczestnika gry było rzeźbienie w tej glinie, ale bez pomocy jakichkolwiek narzędzi. Glina kształtowała się, gdy ochotnik wypowiadał ciąg słów. Nie powiedziano mu jakich zwrotów używać. Nie do końca wiedział też, które słowa są zakazane.


Kiedy uczestnik wypowiadał słowa “prawidłowe” masa zaczynała przybierać oczekiwany kształt. Kiedy jednak ciąg słów wykraczał poza dopuszczalną granicę, w glinie tworzyły się doliny, wgłębienia i rysy. Każdy z graczy miał określony czas na wykonanie zadania. Obok stał olbrzymi licznik, który dodatkowo odliczał czas do zakończenia zabawy. A to wzmagało stres.


Zauważono, że w grupie było sporo osób, które od razu wyczuły na czym polega gra. I kiedy miały już pewność, że dane słowa rzeźbią glinę w prawidłowy, piękny sposób, szukały ich odpowiedników lub stosowały podobne wyrażenia.


Kiedy jednak ktoś bardzo się zapędził, a jego glina nie była podobna do niczego co można by nazwać rzeźbą, zaczynał się denerwować. Im bardziej się wściekał tym częściej, właśnie ze zdenerwowania, używał zakazanych słów i zdań, a glina coraz bardziej się “psuła”.

No dobra. Czas się przyznać. To nie była żadna gra. Amerykanie nie wymyślili nic takiego.

To my. Rodzice, którzy codziennie “rzeźbimy” w glinie. W dniu narodzin dziecka dostajemy “słup gliny”. Co z nią zrobimy zależy tylko od nas. A rzeźbić możemy za pomocą naszych słów, odpowiednio wyrażanych emocji, własnej postawy i podejścia.


Kiedy nasze zachowanie i słowa są pełne miłości, akceptacji, zrozumienia i wsparcia, z naszej “gliny” tworzy się absolutnie wspaniała rzeźba. Rzeźba, którą można oddać światu, by inspirowała innych. By sama była dla kogoś wsparciem, by samodzielnie kiedyś mogła ulepić własną rzeźbę. I najprawdopodobniej zrobi to z łatwością.


Kiedy glina ma coraz więcej bruzd i wgłębień, trudno ją odbudować. Ale można próbować naprawiać swoje błędy, wtedy jest szansa na to, że nierówności jednak się naprawią. A przynajmniej trochę wyrównają i nabiorą odpowiedniego kształtu. Kiedy jednak poniosą nas nerwy i w przypływie negatywnych emocji, wciąż będziemy używać nieodpowiednich słów… nasza rzeźba ulegnie zniszczeniu. I taką też oddajemy światu.


Nasze dziecko będzie się kształtowało również poza domem. Ale kiedy nabierze prawidłowej postawy to nawet “obce ręce” nie są w stanie jej zepsuć. Mogą naruszyć, mogą zadać ranę, ale nie zniszczą. Nie chodzi tu o to, by stworzyć idealną rzeźbę. Ale o to, by ilość słów pozytywnych zawsze była większa od negatywnych.


To, co zrobimy z naszą gliną naprawdę zależy tylko od nas… A zegar tyka… Tego czasu jest mniej niż myślimy.