POTŁUCZONA SZKLANKA…

Szklanki czasem się tłuką. Miski i talerze również. Zwłaszcza kiedy znajdą się w małych dziecięcych rączkach. Jednych żal, drugich mniej, ale straty są zawsze.


Któregoś dnia, gdy stałam przy garach (a jakże!) usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Dokładniej: ceramiki. Pierwszy odruch: strach. Czy nikomu nic się nie stało? Czy jak wejdę do pokoju dzieci nie zobaczę morza krwi? Sprintem pobiegłam na górę. Zobaczyłam wystraszoną twarz córki i moją ulubioną miskę w dziesięciu kawałkach. Drugi odruch: miałam ochotę na nią nakrzyczeć. Milion razy mówiłam im, żeby jej nie brać bez pytania. Zamiast tego… po prostu ją przytuliłam i powiedziałam, że “trudno, to się zdarza”.


To tylko rzecz. Ładna, ulubiona, ale jednak wciąż rzecz. Nabyta. Pozbierałam większe części, mniejsze odkurzyłam. Wszystko wylądowało w koszu.


Usiadłam potem z ciepłą kawą na kanapie i uśmiechnęłam się do siebie. Jeszcze kilka lat temu zrobiłabym awanturę. Nakrzyczałabym na córkę, naprawdę zrobiłabym to. Bo wtedy kierowały mną tylko emocje, teraz jestem dużo mądrzejsza.


Dziś rozumiem już, że dzieci nie słyszą co się do nich mówi, ale doskonale widzą co się robi. Często powtarzam im, że zawsze mogą na mnie liczyć, że mogą przyjść do mnie z każdym problemem, że między nami nie ma tematów tabu, że zawsze mogą się przyznać do swoich słabości… że nie muszą być perfekcyjne.


I teraz wyobraźmy sobie, że tłucze się ta nieszczęsna miska, ja zdzieram gardło na wystraszone dziecko. Ile wtedy znaczą moje słowa o wsparciu, zaufaniu i pomocy? Nic. Zero. Tyle znaczą. Następnym razem mogę nie usłyszeć dźwięku szkła, ona schowa wszystkie dowody wypadku, a kiedy w końcu znajdę kawałki porcelany, nikt nie przyzna się do winy. Zaufanie? Nie ma tu zaufania.


Pójdźmy nieco dalej. Dziecko dojrzewa, ma swoje młodzieńcze problemy. Czy jeśli będzie wiedziało, że mama po wysłuchaniu ich najpierw się wścieknie, a potem nakrzyczy, będzie miało odwagę i chęć przyjść z tym problemem do niej? Nie sądzę. A to często są rzeczy ważniejsze niż potłuczona miska…


Odkąd zrozumiałam, że dziecko potrzebuje wsparcia nie w słowach, a czynach, stałam się bardziej wyrozumiała i… spokojniejsza. Jasne, czasem ciężko się powstrzymać, gdy od środka rozrywa cię wściekłość, ale trening czyni mistrza, a dzieci są świetnymi trenerami.


Potłuc szklankę można raz. Niewłaściwym zachowaniem tłuczemy też zaufanie, którym darzą nas dzieci. I tego też szybko nie da się posklejać. Ale można próbować. Za którymś razem dziecko nie będzie już bało się przyjść do nas z problemem.


Tak myślę.