NIE MASZ PLANU NA SIEBIE? URODŹ DZIECKO I ZAŁÓŻ BLOGASKA.

Matka Polka Blogerka. Urodziła dziecko i teraz wymądrza się w internecie. Wielka specjalistka od wszystkiego i niczego. Pfff. Teraz żeby zostać blogerką parentingową (o boszzz, co za nazwa, to już nie ma polskiego nazewnictwa?) wystarczy zostać matką. Możesz się wykreować jak tylko ci się spodoba i udawać, że znasz się na wychowywaniu, co za problem?


Potem to już tylko czekać na oferty współpracy i liczyć hajs spadający z nieba. Takie to mają dobrze. Siedzą w domu, napiszą artykulik co kilka dni, a potem czekają na przelew. Cóż to za wielka sztuka, zrobić zdjęcie i wrzucić na instagram. Wymyślić głupkowaty, śmieszkowaty tekst na fejsa albo pokazać zdjęcie brudnego rękawa. Każdy tak potrafi!


I tu się zaczynają schody. Bo blogów paren… no dobra, rodzicielskich jest cały ogrom. I wciąż powstają nowe, bo przecież liczba świeżo upieczonych mam stale rośnie. Wiele z nich pisze świetnie, robi idealne zdjęcia, ma chęć i pomysły do tworzenia. Druga grupa to zdecydowanie “lej-wody”, ale i one znajdują swoich odbiorców. Czy wystarczy zatem założyć blogaska? Śmiało. Przebić się jednak przez ten tłum wcale nie jest łatwo. Zdobyć czytelników można, ale trzeba ich jeszcze u siebie “zatrzymać”. Sukces nie jest sumą współprac. Na sukces pracujesz pomiędzy współpracami. Wtedy, gdy “musisz” tworzyć zupełnie za darmo, a wynagrodzeniem jest “lajk”, słowo dziękuję lub puszczenie wpisu dalej. O ile jeszcze ktoś lajknie…


I zawsze znajdzie się ktoś, komu nie będzie odpowiadała forma wpisu, jego przekaz, twoja twarz, profil albo dupa. Zawsze. Czasem spośród dwustu pozytywnych komentarzy znajdzie się jeden negatywny. I to jego zapamiętasz najbardziej. Albo nauczysz się na niego reagować, albo nie poradzisz sobie w bezwzględnym świecie blogosfery. Na początku boli, potem wkurza, a na końcu sama musisz zdecydować czy brnąć w to dalej.


Chcesz siedzieć w domu i prowadzić bloga, bo uważasz, że to najlepsza praca na świecie? Zgadzam się, ale nie dla każdego. Sama jesteś sobie szefem, więc musisz być zorganizowana. Nie ma innej opcji. Myślisz, że napisanie tekstu to bułka z masłem. Usiądź i napisz dziesięć tekstów. Tak na początek, bo przecież po tych dziesięciu jeszcze nie znajdziesz stałych czytelników. To jedynie maleńka kropla w oceanie.


Oferty współpracy? A dlaczego jakaś marka miałaby przyjść właśnie do ciebie, skoro w necie są tysiące blogów o podobnej tematyce? Myślisz, że będą się pchać drzwiami i oknami? Owszem, ale dopiero wtedy gdy naprawdę się wybijesz, a do tego czasu możesz pisać nawet latami. Latami!


Trzeba mieć naprawdę twardy tyłek, żeby wytrwać. Albo sobie ten tyłek z czasem wyrobić. Bo zawsze znajdzie się ktoś, kto napisze, że nie powinnaś niczego reklamować. Że to powinna być twoja pasja. POWINNAŚ. POWINNA.


I jeszcze, że sama wystawiasz się na ocenę w necie, więc musisz być gotowa na negatywne komentarze. Choć z takim tokiem myślenia to każda osoba, która ma swoje zdjęcie profilowe wystawia się na ocenę… A jednak nikt tam nie komentuje i nie pisze co powinna.


Znajdą się i tacy, którzy cię nie lubią, w zasadzie nie obserwują i nic ich nie interesuje, a jednak będą na bieżąco z każdym wpisem. I skomentują, że im się nie podoba. Choć wystarczyłoby zrobić tak jak z książką, jeśli cię nie wciągnie to odkładasz na półkę lub oddajesz do biblioteki i już do niej nie wracasz. A oni wracają, tylko po to, by powiedzieć “książce”, że jest głupia.


Żeby nie było, kocham blogowanie jak własne dzieci. Dokładnie tak bardzo. Ale kiedy kolejny raz czytam, że wystarczy mieć dziecko, by trzepać hajs na blogasku to mam ochotę wejść do komputera i dać klapsa temu komuś. Choć jestem przeciwniczką klapsów. Tak to na mnie działa.