WIĘCEJ TAK NIE ZROBIĘ…

Wyobraź sobie taką sytuację:


Jesteś w pracy. Wiadomo, że pracujesz jak możesz, żeby było dobrze. Masz nad sobą szefa, który rozlicza cię ze wszystkiego, więc tym bardziej przykładasz się do swoich obowiązków. Ale różnie bywa, miewasz dobre i złe dni. Takie, kiedy humor dopisuje i wtedy chce się pracować i takie, kiedy wolałabyś zakopać się pod kołdrą i przez cały dzień nie wychodzić z łóżka. Takie, kiedy wszystko ci się udaje i takie, kiedy zawalasz. No i teraz przychodzi ten gorszy czas. Popełniłaś błąd, który nie umknął szefowi.


A. Szef bierze cię na dywanik, prawi kazanie, wyciąga konsekwencje, a ty masz szansę naprawić błąd, mimo że wiąże się to z dodatkowym nakładem pracy.


B. Szef wychodzi ze swojego biura, rozgląda się, po czym podchodzi do ciebie i na głos, przy wszystkich zwraca ci uwagę i wytyka wszystkie błędy, jakie popełniłaś wykonując swoją pracę. Tak, zawstydza cię tym, że poza wyciągnięciem konsekwencji, wszyscy dodatkowo słyszą jak beznadziejna jesteś.


Nie muszę chyba pytać, którą wersję zdarzeń wolisz?


A teraz przełóżmy to na nasze rodzicielstwo. Czyż my, rodzice, nie robimy często dokładnie tego co w punkcie B? Nieważne czego dotyczy sytuacja: nieodrobionego zadania domowego, nieposprzątanego pokoju, przekręcenie w zabawny sposób słowa, wydarzenia z życia dziecka. Często nawet nie zdając sobie sprawy z tego, sprawiamy przykrość dziecku, zawstydzamy je, zwracając mu uwagę przy innych. Nie trzeba daleko szukać, sama byłam świadkiem takiego zdarzenia, gdy tata przy kolegach syna zwrócił mu uwagę, że w jego pokoju wiecznie panuje syf. Dokładnie takich słów użył. PRZY KOLEGACH! Jaki był motyw takiego zachowania? Nie wiem, nie rozumiem.


Robimy jednak jeszcze inny błąd i biję się w pierś, sama go popełniałam. Do momentu, gdy córka swoim zachowaniem nie zwróciła mi uwagi na to, że “matko jesteś rypnięta, co ty wyprawiasz?”. Otóż, mówimy o dzieciach przy dzieciach. Umówmy się, one mają uszy dookoła głowy i nawet zajęte gdzieś obok zabawą, słyszą o czym rozmawiają dorośli. Pamiętam jak wtedy rozmawiałam z siostrą i przypomniało mi się jak jedna z córek przekręciła słowo, które zmieniło całą formę jej wypowiedzi. Powstrzymywałam się wtedy od śmiechu. Ale teraz, gdy piłam kawkę z siostrą, już nie.

Opowiedziałam jej o całej tej sytuacji prawie płacząc ze śmiechu. I wtedy moja córka oderwała się klocków, wstała i ze łzami w oczach zapytała: “dlaczego to opowiedziałaś?”.


Chciałam zapaść się pod ziemię. No właśnie, dlaczego? Nieświadomie. A moje dziecko słysząc to poczuło się zdradzone, wyśmiane… I miało do tego prawo.


Zarówno ta sytuacja, jak i ojca z synem nie powinna mieć miejsca. Może porównanie szefa do rodzica nie jest całkiem trafione, ale musicie przyznać, że obie te sytuacje to nic innego jak punkt B z życia biurowego.


Od tamtego pamiętnego popołudnia staram się nie mówić o dzieciach w ich obecności, nawet jeśli wydają się być czymś zajęte. Nie zawstydzam ich mówiąc babci, że “Martynka znów zapomniała nożyczek do szkoły!”, a “Lila i Paula nie potrafią powiedzieć “żubr””. To tylko przykłady, tu też ich nie zawstydzę.


Wiele rzeczy robimy nieświadomie. Ale po to przychodzi kolejny dzień, by móc wyciągać wnioski z poprzedniego… Róbmy więc to.