DZIUNIA Z PLACU ZABAW

 

Siedzisz znudzona na ławce najbliższego placu zabaw. Koniecznie najbliższego, żeby nie musieć gnać pół miasta, by dziecko się pobawiło. Założyłaś swój szary dres, sportowe buty i nawet nie pomyślałaś o makijażu. Któż by myślał przy dwójce małych dzieci?

Kątem oka zauważasz ją. Sunie chodnikiem. Dziunia. Na szpilkach, w kusej spódniczce, bluzce w najmodniejszym kolorze sezonu. Perfekcyjny makijaż zdobi jej półmetrowe rzęsy, nadęte policzki i malinowe usta. Przed sobą pcha wózek. Nie byle jaki. Jeden z najdroższych modeli jakie widziałaś w sklepie. Siada na ławce obok. Dostrzegasz jej sztuczne, długie, czerwone paznokcie, którymi próbuje odblokować telefon.

Wiem o czym myślisz. Złapała jakiegoś bogatego faceta na dziecko. Maluszkiem przez większość czasu zajmuje się opiekunka. Ona przecież musi mieć mnóstwo czasu na zakupy i kosmetyczkę. Takie usta nie rosną naturalnie. Ani rzęsy. Paznokcie tym bardziej.

Wymalowana, wypicowana dziunia, która nie ma pojęcia co to znaczy być mamą. Jedno dziecko? Pfff, przy jednym też mogłabyś tak wyglądać. Tak myślisz, choć wcale nie przypominałaś wtedy zadbanej i wypoczętej kobiety z pierwszych stron gazet.

Wkurzona na samą siebie, na nią, na ubrudzone w piasku dzieci, wstajesz z ławki. Czas na zakupy.

Stojąc w kolejce do kasy zauważasz krzyczące i tupiące nogami dziecko. “Chcęęęę chipsyyyy!!!”. Jego mama po cichutku i bardzo nieudolnie próbuje wytłumaczyć maluchowi, że tym razem nie kupują przekąsek, a zwłaszcza tak niezdrowych, ale chłopiec zdziera sobie gardło. Wokół zbiera się tłum gapiów. Kiwają głowami, mówią coś pod nosem, ewidentnie komentują nieporadność młodej mamy. Kilkulatek rzuca się na podłogę, krzyczy jeszcze głośniej, rzuca się jak ryba bez wody. Stoisz i obserwujesz całą scenkę.

Wiem o czym myślisz. Oto rezultaty bezstresowego wychowania. Rozpieściła, to teraz niech się martwi. Tyle wstydu! Od małego trzeba uczyć dziecko posłuszeństwa. Niektóre kobiety nie nadają się na matkę.

W drodze do domu spotykasz pana sprzedającego watę cukrową. Jeszcze nigdy nie kupiłaś czegoś podobnego swoim dzieciom, raczej unikacie słodyczy, ale może tym razem zrobić wyjątek? Twój syn się ucieszy, córka oszaleje z radości, portfela to nie zrujnuje, a ty będziesz przez chwilę najwspanialszą mamą na świecie. Poza tym, po powrocie do domu od razu umyjesz im ząbki i po problemie. I kiedy twoje pociechy trzęsąc się z radości oblizują lepiące się od cukru palce, zauważasz tę dziunię z placu zabaw.

Wiesz o czym myśli. Jak można kupić dziecku cukier w czystej postaci i pozwalać na oblizywanie brudnych paluchów? Co z ciebie za matka, że pozwalasz na takie rzeczy. Cukier? Serio?

I nawet przez myśl ci nie przejdzie, że dziunia z placu zabaw może być fajną mamą. Że być może zanim poszła do kosmetyczki, spędziła trzy bite godziny siedząc na podłodze i bawiąc się klockami. Że tuli do snu, czyta książki, opowiada, tłumaczy, kocha… Oceniasz jej macierzyństwo długością paznokci. Wiesz, że musiała łapać faceta na dziecko, choć nie wiesz jak było naprawdę. Dla ciebie jest jasne. Lalunia. Nic poza tym.

Kobieta w sklepie? Od razu pomyślałaś, że rozpieściła dziecko. Że zachowanie malca jest jej błędem wychowawczym, nie zastanowiłaś się nawet przez chwilę czy faktycznie tak jest. Być może problem jest głębszy, zdrowotny albo właśnie mama próbuje konsekwencją naprawić co zepsuła babcia/niania/tata/ona sama? Ale nieee, ty wiesz swoje. Oceniłaś ją w trzy sekundy.

A potem, bum! Pierwszy raz w życiu kupujesz watę cukrową i nagle ktoś ocenia ciebie. Niesprawiedliwie, po omacku, na szybko, również w trzy sekundy.

Fajnie, co?