W naszym domu absolutnie na luzie podchodzimy do jedzenia. Dzieci często dostają przygotowane półprodukty na kolację i same robią sobie kanapki. Dzięki temu jedzą zarówno ser, wędliny, sałatę, jak i inne warzywa. Kochają paprykę, co bardzo mnie cieszy, bo nie od dziś wiadomo ile papryka ma witamin.
Są jednak takie produkty, których dzieci wolą unikać. I to niekoniecznie “niejadki”, ale również maluchy kochające jedzenie. Zdecydowanie do takich produktów należą: czosnek, cebula, kiszona kapusta, a nawet cytryna. Niestety właśnie te są najbardziej zdrowe. Ich zapach i smak jednak nie zachęcają do próbowania. Jak więc sprytnie podać je dzieciom?
Jednym ze sposobów jest przemycanie ich w podawanych daniach. Nie wiem jednak jak miałabym przemycić surową kiszoną kapustę… Czosnku też nie napcha się zbyt wiele, by dzieci nie wyczuły jego smaku.
Pokażę Wam fajny sposób na zabawę, dzięki której moje dzieci pochłaniają kilogramy kapusty, wypijają sok z całej cytryny, a na dokładkę zagryzają to wszystko ząbkiem czosnku. Serio.
Niestety to nie ja jestem pomysłodawcą tego sprytnego sposobu… a mój tata, który właśnie w ten sposób bawił się z nami przez całą jesień i zimę. Dzięki temu wszystkie (ja i moje trzy siostry) nie chorowałyśmy w dzieciństwie, a teraz uwielbiamy te produkty. Ja jednak nie ograniczyłam się do pór roku i nawet teraz urządzamy sobie… konkurs.
Bo właśnie na tym polega cała zabawa.
CYTRYNA
Wyciskam sok z cytryny. Rozlewam do kieliszków (może zbyt mało pedagogicznie, ale z łyżek pewnie połowę by rozlały). I na mój START dziewczyny wypijają całą zawartość. Wygrywa ta, która się nie skrzywi.
CZOSNEK
Kroję ząbek czosnku na drobne plasterki. Zasada jest taka sama. Kto zachowa zimną krew, ten jest zwycięzcą.
KISZONA KAPUSTA
Robimy równiutkie “kupki” kapusty, tak żeby każda miała tyle samo. Start! I pochłaniają wszystko wołając o dokładkę.
Do takiej zabawy można wykorzystać absolutnie wszystko. Można zacząć od mniej “obrzydliwych” produktów. Aktualnie, my bawimy się z rzodkiewką… Chęć rywalizacji kryje się w każdym dziecku, a zwycięzców może być przecież kilku. Moje dzieci doszły już do takiej perfekcji, że ani czosnek, ani cebula nie robią na nich wrażenia. A za każdym razem, gdy krzyczę “brawo!”, one skaczą ze szczęścia.
To świetny początek do tego, by potem korzystać z tych produktów przygotowując posiłek dla rodziny. Kiedyś nie do pomyślenia było, by moje córki zjadły surówkę z kiszonej kapusty na obiad. Teraz bez dokładki się nie obędzie, bo przecież kapusta kiszona jest im już dobrze znana. Grzanki z czosnkiem? Kiedyś szczypały w język, dziś muszę kupować dodatkowy bochenek chleba.
Nie tylko dzieci bywają sprytne. Teraz sprytny rodzic to mądry rodzic. A polubione smaki w dzieciństwie zaowocują na przyszłość.
Smacznego!