share week

SHARE WEEK – TEGO U MNIE JESZCZE NIE BYŁO!

Panuje przekonanie, zwłaszcza wśród czytelników blogów, że autorzy publikujący swoje treści w internecie traktują się jak konkurencję. Muszę Was zaskoczyć, zdecydowana większość blogerów w ogóle nie myśli w takich kategoriach.

Odkąd bloguję, byłam już na kilku konferencjach i szkoleniach dla influencerów. Na See Bloggers miałam nawet przyjemność poprowadzić swój wykład. Ludzie, których tam poznałam to nie tylko fantastyczni twórcy, ale przesympatyczni i wartościowi ludzie. Większość moich internetowych znajomości to właśnie blogerki parentingowe i uwierzcie mi na słowo, bez względu na zasięgi postów, zarobki blogowe i “prestż” w branży, to naprawdę są fajne znajomości.

Właśnie dlatego, że tych moich blogowych koleżanek jest tak dużo, nigdy nie brałam udziału w Share Week’u, który organizuje Andrzej Tucholski.

Share Week to akcja, w której blogerzy polecają innych blogerów. Fantastyczny projekt wymyślony przez Andrzeja, za który należą się ogromne brawa, bo w ten sposób możemy udowodnić, że nie kopiemy pod sobą dołków, a podajemy ręce.

Dlaczego w tym roku zmieniłam zdanie? Bo kiedy zaczęłam zastanawiać się nad blogerkami, które chciałabym Wam polecić okazało się, że właśnie ich nie znam osobiście. Gdzieś tam może mignęły mi na jakimś evencie, ale zdecydowanie nie możemy nazwać się (jeszcze – mam nadzieję) koleżankami. W ten sposób nie muszę wybierać między moją ogromną sympatią do kogoś, a blogiem wartym polecenia.

To co łączy oba blogi parentingowe wymienione poniżej to autentyczność. Wiem, że wiele autorów mówi o sobie, że pokazuje życie bez lukru, ale to co zobaczycie u tej dwójki to autentyczność do krwi, tak prawdziwa, że aż boli. Poza tym nie mam czasu na regularne czytanie blogów i większość z nich obserwuję na instagramie. I właśnie tu je poznałam.

Kolejność jest naprawdę przypadkowa. Ich nazwy są podlinkowane, więc śmiało klikajcie.

1. Krystyno nie denerwuj matki – Jeśli chcecie zobaczyć jak wygląda matka po kilku piwkach, jak tańczy (i tu zupełnie na trzeźwo – chyba) na przystanku, jak genialnie wypowiada się na swoim instastory to musicie poznać matkę Krystyny. Tak, to ta z reklamy Bambino. Uwielbiam ją za absolutne bycie sobą i za to, że ma kompletnie wywalone na opinię innych. Teksty na blogu perfekcyjne (w mojej ocenie perfekcyjności). I mam nadzieję, że wybaczy mi to, że jednak zaliczyłam ją do parentingu 😉

2. Twinmama – Kolejne życie bez lukru, którego tak wciąż mało w internecie. Mama bliźniaków, której “bardziej się udało”, bo ona ma parkę… a ja dziewczynki. Mam nadzieję, że wyczuwacie żart. Jeśli chcecie zobaczyć kobietę zaraz po przebudzeniu, bez makijażu i instagramowych filtrów, ale z opuchniętymi oczami i niezbyt radosnym spojrzeniem to tutaj macie to jak w banku. Poza tym autorka pokaże Wam jak zbiera się psie kupy, za co ogromny szacun.

To co cenię w nich obu to to, że są do mnie podobne (i tu schlebiam właśnie sobie). Nie ma zbierania lajków przy pomocy wystylizowanych dzieci na fotkach. I choć nic nie mam do obecności dzieci na blogach to tu motywem przewodnim są właśnie rodzice. To, co uwielbiam najbardziej.

Trzeci blog to już nie parenting, więc przyznaję, znam autorkę i bardzo ją lubię również prywatnie. Poznałyśmy się na Blogowigilii i cieszę się, że do mnie wtedy podeszła, bo ja zbyt mało jeszcze wtedy wypiłam, by podejść do kogokolwiek, a potem wypiłam już za dużo, by kogokolwiek poznać 😉

3. Doktor Ania – kobieta postrach w branży gastronomicznej. Wyobraźcie sobie, że ta drobna blondynka wchodzi do supermarketu, pokazuje jakiś produkt i analizując jego skład pokazuje środkowy palec producentowi. Przyznajcie, trzeba mieć odwagę. Dzięki niej zaczęłam zwracać większą uwagę na to co kupuję i podaję dzieciom. Myślę, że może mnie kiedyś nawet przekona do tego, że parówki nie są dobre, kto wie?

 

Ciekawa jestem czy znaliście te blogi i czy zgadzacie się z moimi poleceniami 🙂