JEŚLI NIE JESTEŚ NAJLEPSZY, JESTEŚ NIKIM!

 

Każda z nas chciałaby, aby ich dziecko skończyło dobre szkoły, wykształciło się, zdobyło zawód. Nie widzę w tym nic złego. Chcemy, by w przyszłości żyło się naszym dzieciom dobrze. Wykształcenie otwiera wiele furtek. Zdecydowanie popieram wspieranie dziecka w osiąganiu kolejnych szczebli szkolnych.

Widzę jednak Jasia (nazwijmy go Jaś), którego mama katuje książkami. Ślęczy z nim nad szkolnym podręcznikiem i pilnuje, by wszystko było zrobione na cacy. Każde zadanie wykonane perfekcyjnie, z idealną starannością. I absolutnie nie można wstać od stołu, dopóki nie skończy ostatniego zdania, a mama nie sprawdzi wszystkich przecinków, kropek i ortografii. Trzeba przynieść do szkoły blok? A dlaczego jeden, niech weźmie od razu trzy. Może zdobędzie lepszą ocenę.

Szkoła to priorytet dla mamy Jasia. Nie ma nawet obowiązków domowych, ma się uczyć. Ma zdobywać najlepsze stopnie. Może w przyszłości będzie lekarzem albo prawnikiem…

Ten wyścig zaczyna się już w pierwszej klasie. “Dostałeś czwórkę? A Kuba dostał piątkę! Nie przygotowałeś się należycie!“. I siedzenie nad podręcznikiem zaczyna się od nowa. Czwórka to słaba ocena, stać go przecież na same piątki!

Rozumiem, że są takie dzieci, którym zwyczajnie trzeba pomóc. Są też takie, które totalnie w nosie mają szkołę i tych również trzeba przypilnować. Ale jest też całe grono całkiem zdolnych dzieci, których rodzice takim zachowaniem zniechęcają do nauki. Bo musisz być pierwszy, musisz być najlepszy. Presja jaką wywierają na tym małym człowieku prowadzi do tego, że szkoła traktowana jest jako bardzo przykry obowiązek. Czwórka wywołuje kompleksy i poczucie bycia gorszym, kiepskim wręcz.

Moja córka dopiero zaczyna swoją przygodę ze szkołą, ale wiem na pewno, że nie chcę jej obrzydzić nauki już na starcie. Marzy mi się, że będzie się uczyła z pasją i zaangażowaniem, a nie po to, by mieć najlepsze stopnie. Póki co sprawdza się mój sposób, bo kiedy dostanie czwórkę to sama ocenia czy rzeczywiście mogła zrobić coś lepiej, czy ta czwórka po prostu jej odpowiada.

Kilka dni temu wróciła ze szkoły. Widziałam, że coś ją gryzie, ale stwierdziłam, że sama powie jeśli będzie chciała. Dopiero kiedy leżała już w łóżku odważyła się na to osobiste wyznanie: “dostałam brak zadania domowego…”

Nie zdążyłam nic powiedzieć, kiedy sama dokończyła: “…ale to się już nie powtórzy. Przecież sobie zaznaczyłam w książce. Muszę dokładniej sprawdzać.”

Uśmiechnęłam się w duchu. Ten brak zadania to była dla niej lekcja. Dla niej, nie dla mnie. To nie ja muszę pilnować, by na pewno zrobiła wszystkie zadania. To nie ja każę jej bardziej się sprężyć i być najlepszą. Dostała nauczkę, wyciągnęła wnioski, następnym razem będzie pamiętać.

Czasem warto pozwolić popełnić dzieciom błąd. Nic złego się nie stanie, gdy w dzienniczku będzie brak zadania albo jedynka. Myślę, że trzeba tak umiejętnie podejść do tematu, by słabe stopnie były zapalnikiem, motywatorem a nie przyczyną kompleksów u dzieci.