Pamiętam dzień, w którym wróciłam ze szpitala do domu. Paula i Lilka były takie malutkie. Ważyły ledwo po dwa kilogramy. Delikatne rączki, miniaturowe usteczka i ściskające za serce oczy. Nowe życie zagościło w naszej rodzinie. I to nie jedno, a od razu dwa.
Spojrzałam wtedy na starsze dziecko. Martyna miała cztery lata. Była już taka duża i samodzielna. Odważna, myśląca, uparta. Była moim dzielnym przedszkolakiem. Nagle w porównaniu z jej młodszym rodzeństwem dostrzegłam jak szybko urosła. Że to już nie jest małe dziecko, że tak wiele rozumie, tak wiele potrafi, jest niesamowicie mądra…
I żyłabym w takim przekonaniu, gdyby nie pewna sytuacja w sklepie, której byłam świadkiem.
Uciekłam wtedy z domu. Dosłownie. Pamiętam, że dziewczynki miały już kilka tygodni, byłam wykończona wiecznym karmieniem, ciągle tak samo wyglądającym dniem, szarą rzeczywistością. Nie potrzebowałam niczego ze sklepu, zakupy zrobił mąż. Potrzebowałam wyjścia w samotności. Chciałam po prostu się ubrać i wyjść do obcych, dorosłych ludzi, z którymi nie będę musiała rozmawiać o laktacji i nieprzespanych nocach.
Znalazłam się w supermarkecie. Ale i tam od razu dostrzegałam dzieci. Zauważyłam młodą kobietę. Przy niej wózek z rocznym maleństwem, a obok chłopca. Nie wiem w jakim wieku mógł być, ale od razu oceniłam go na cztery lata. Tak jak Martyna.
Matka była zdenerwowana, syczała coś przez zęby. Gdy ich mijałam usłyszałam tylko: “Jesteś już taki duży i nie wiesz, że tak się nie robi? Czy tak się zachowuje starszy, poważny brat?”. Spojrzałam na chłopca, który zaraz miał się rozpłakać. Było mi go żal. Nie wiedziałam co nabroił, ale najwyraźniej słowa mamy sprawiły mu przykrość. “Starszy, poważny brat?” – powtórzyłam w myślach. Toż to jeszcze małe dziecko. Czterolatek!
Wracając do domu wciąż pamiętałam słowa tej kobiety i nagle zdałam sobie sprawę z tego, że przecież tak samo oceniłam Martynkę, gdy wróciłam do domu z porodówki. Że jest już duża, poważna, samodzielna. Ona przecież też ma dopiero cztery lata. Co ja sobie myślałam?
Niestety to dosyć częste zjawisko. Maleństwo w domu powoduje, że zbyt dorosłym okiem patrzymy na starszaka.
A tak naprawdę wraz z narodzinami młodszego rodzeństwa, starsze nagle nie dorasta, nie poważnieje, nie dojrzewa w ciągu jednego dnia. Wciąż jest tym samym dzieckiem, mimo, że w porównaniu z maluszkiem może wydawać się dojrzalsze. Nadal potrzebuje pomocy w wielu sytuacjach, nadal trzeba uczyć je życia i zachowania w społeczeństwie. Dziecko nie wie, że “tak się nie robi” tylko dlatego, że zostało starszym bratem czy starszą siostrą.
Tak, jest większa od swoich sióstr. Bardziej samodzielna i wiele już rozumie, ale to wciąż moja mała czterolatka. Przedszkolak. Zawsze wtedy, gdy zaczynam wymagać od niej zbyt dużo przypominam sobie tego chłopca.
To była cenna lekcja.