DLACZEGO NIE WARTO PRZEJMOWAĆ SIĘ OPINIĄ INNYCH

 

Sobota, wieczór.

“Zaczyna się!”

Młodzi ludzie zasiadają na kanapie. Ktoś przynosi michę popcornu, ktoś inny rozlewa drinki. Cotygodniowy program MAM TALENT, który wspólnie oglądają, właśnie się zaczął.

“Popatrz jak ona wygląda! Skąd wytrzasnęła taką kieckę? Moja babcia lepiej się ubiera!”
“On nie potrafi śpiewać. Ale fałszuje, słyszycie?”
“Taaaaa, i znowu historia, która ma ruszyć ludzi. Na litość nas bierze, a i tak nie wygra, nie zasługuje!”

Śmieją się, komentują, oceniają.

 

Poniedziałek, rano.

Każdy z nich rusza do swojej znienawidzonej pracy. Potem robi zakupy, wraca do domu, zalega na kanapie z piwem w ręku. Jedyną rozrywką jest skakanie po kanałach telewizyjnych albo przesuwanie palcem po głównej stronie facebook’a.

 

Wtorek/środa/czwartek itd.

Wszystkie dni wyglądają tak samo. Niczym się nie różnią. Nic nowego nie wnoszą. Trzeba z czegoś żyć, jakoś przetrwać… najpierw do końca roboty, potem do końca tygodnia, miesiąca, roku. Do końca życia. Wegetują, jak znaczna większość społeczeństwa. Żadnych celów, marzeń, planów. Życie jest ciężkie i przecież takie niesprawiedliwe. Dobrze, że można spotkać się ze znajomymi w sobotę, by pośmiać się z tłustej Kryśki, która próbuje śpiewać, starego Zenka, który uważa się za magika albo kolejnej biednej dziewuszki wylewającej łzy przed kamerami, że do wszystkiego musiała dojść sama, bez wsparcia najbliższych.

 

 

Właśnie dlatego nie interesuje mnie opinia innych ludzi na mój temat. Większość z nich rzuca komentarzami, ale dupy z kanapy nie ruszy i marzy tylko o tym, by przetrwać. Komentują ludzie, których życie od lat wygląda tak samo, którzy nie rozumieją pasji ani zaangażowania. Ludzie, którzy nie mają pojęcia na czym polega moja praca.

Właśnie dlatego uśmiecham się pod nosem, gdy któraś z mam spogląda na moje dziecko bez czapeczki. Że niby taka lekkomyślna jestem… Podczas, gdy ona wraca do domu i trzeci dzień z rzędu serwuje dzieciom zupę z paczki.

Nie biorę udziału w walce o to, która mama jest bardziej mamą, a która trochę mniej. Ta która rodzi naturalnie, czy przy pomocy cesarki, ta która karmi swoim pokarmem, czy zakupionym proszkiem w sklepie. Można urodzić naturalnie, karmić piersią przez trzy lata i wydzierać się o każdą pierdołę na przestraszone dziecko, a można szczęśliwie przejść cesarkę, kupować mleko w proszku i cierpliwie tłumaczyć dziecku świat. Dlatego nie rusza mnie, gdy któraś zakompleksiona mamusia próbuje dowartościować się hejtując inną mamę w internecie.

Jesteśmy oceniani na każdym kroku. W sklepie, gdy odmówimy lizaka dziecku, na placu zabaw, gdy założymy cieniutką kurtkę w wietrzny dzień, w oczach rodziny i znajomych, gdy mamy pasję lub/i pracę, której nie rozumieją, przez obcych ludzi, gdy odważymy się zrobić coś publicznie. Oceniają nas ludzie, którzy sami nie są ideałami. I nigdy nie będą, jeśli taką przyjemność daje im naśmiewanie się z innych.

Tym wszystkim, którzy mają czelność oceniać wygląd, zachowanie, pracę czy daną sytuację, mam ochotę sama wręczyć michę z popcornem. Niech się bawią tymi swoimi klockami. A potem niech idą próbować przeżyć resztę życia, w głębi serca zazdroszcząc, że nie mają odwagi żyć tak jakby chcieli…