W PRZYRODZIE MUSI BYĆ RÓWNOWAGA

 

1. Po ciężkim dniu marzę o tym, żeby w końcu usiąść w ciszy i się zrelaksować. Nalewam wody do wanny, robiąc sobie ogromną pianę. Przygotowuję peeling, maseczkę, balsam do ciała i super wypasioną odżywkę do włosów. Zanurzam się w gorącej wodzie (bo niestety tylko we wrzątku czuję się dobrze), zamykam oczy, wzdycham przyjemnie i… słyszę głośne: “mamoooooo!”.
Owijam się ręcznikiem, ślizgając się na mokrych łazienkowych kafelkach. Droga od wanny do dziecięcego łóżka już jest mokra. Szlag! Trzeba będzie to powycierać. Koniec relaksu.

2. Zabierałam się za te porządki chyba z tydzień. W końcu wyniosłam wszystkie zabawki do pokojów córek, umyłam podłogę i okna, zmieniłam obrus i wyszorowałam fronty kuchennych mebli. Uffff.
Wstaję następnego dnia i oczom nie wierzę. Wszystkie lalki siedzą na kanapie w salonie, klocki wepchnięte pod schodami, na stole stos kolorowanek i książeczek, a z garażu wytaszczył ktoś nawet hulajnogę. Zerkam na podłogę. Czuję, że zaraz umrę. Rozlany sok roztarty na płytkach, któraś z nich bardzo niezdarnie próbowała go wytrzeć. Promienie słońca, które próbują się przedrzeć do pokoju bardzo natarczywie pokazują mi odciski dziecięcych palców (ba! całych dłoni!) na szybie. Na obrusie dostrzegam ślady wczorajszego obiadu. O! Tu jest sos, a tu buraczki… Boję się wejść do kuchni. Do cholery, ostatni raz tu sprzątałam! Będziemy żyć w tym syfie i koniec!

3. Jest nadzieja, że nie spóźnimy się na imprezę urodzinową. Jeszcze tylko założyć im buty i kurtki i możemy wychodzić. Ufff, czuję jak pot spływa mi po tyłku. Będziemy na czas. “Mamoooo”… Nie, tylko nie to! Boję się spojrzeć na córkę. Wiedziałam! Miała umyć ręce, teraz rękawy ma mokre do samych łokci. Do przebrania! Zerkam na drugą… oczko poszło w rajstopach. To były ostatnie pasujące do tej sukienki… Niech mnie ktoś trzyma!

4. Weekend mężu, dziś w końcu po ciężkim tygodniu będziemy mieć czas tylko dla siebie… Kolacja, film, przytulanie, lądujemy w sypialni. Czas spalić resztki energii, która jeszcze gdzieś tam się tliła. I robi się gorąco… i przyjemnie, i niech to trwa, i jeszcze… czuję ognień z duszy… I otwierają się drzwi. Wyłaniam się spod kołdry. W półmroku widzę małą postać z pluszakiem pod pachą. “Miałam zły sen, mogę z wami spać?”…

I to wszystko mogłoby wydawać się straszne, ale…

1. Kiedy mija gorszy dzień i siadasz na kanapie, żeby chwilę odetchnąć, słyszysz tupot małych stóp, a potem czujesz ciepło jeszcze mniejszych rączek na swojej szyi. Ktoś przytula się do ciebie całym ciałem i nagle czujesz spokój. To jest ten rodzaj uczucia, które powoduje, że na sercu robi się cieplej. Że wiesz, że twoje miejsce na ziemi jest tutaj, gdzie otaczają cię ludzie, których naprawdę kochasz.

2. I kiedy patrzysz na śpiące dziecko. Tak niewinne przecież, że mokry dywan i smarki na firance przestają mieć znaczenie. Liczy się ten spokojny oddech, cisza w pokoju i zapach dziecka.

3. Zaczynasz doceniać codzienny gwar w domu w momencie, gdy nagle zostajesz sama i nie ma do kogo się odezwać. Nagle przestają przeszkadzać ci krzyki i głośny śmiech. One oznaczają przecież tylko tyle, że tu toczy się życie. Że jesteśmy razem.

4. A kiedy dostajesz zawału na widok bałaganu w pokoju i już, już chcesz się wydrzeć to ta mała pociecha podbiega do ciebie i wręcza ci swój rysunek. Uśmiecha się z niego jakaś straszna postać. Ni to ładne, ni to zabawne. Ale maluch wykrzykuje radośnie “mama” i już wiesz, że to ty jesteś tą pokraką malowaną farbami. Pokraką, którą ktoś malował z miłości do ciebie. I topi się ten lód, który chwilowo pokrył twoje serce. A pokraka w jednej sekundzie wydaje się być najpiękniejszą osobą, jaką widziałaś w życiu.

Tak, mamy równowagę w przyrodzie.

Na szczęście.