Wymarzyłam sobie kiedyś, że będę idealną mamą. Wyobrażałam sobie jak to jest mieć przy sobie małego człowieka, którego sama stworzyłam. Postać, która ma moje geny. Wiesz, taką małą Anię…
Nigdy nie przypuszczałabym, że moje marzenia i wyobrażenia nie będą miały pokrycia w życiu rzeczywistym. Zawiodłam się na sobie, jako mamie, wielokrotnie. A samo bycie mamą okazało się mimo wszystko jeszcze wspanialsze niż ten obraz w mojej głowie.
W ciągu czterech lat zostałam mamą trójki dzieci. Tego też się nie spodziewałam. Życie pisze swoje własne scenariusze nie pytając nas o zdanie. Zmienia nas, nasze nastawienie do życia, priorytety… Z czasem widzimy własne błędy i chcemy je naprawiać. Z miłości do własnych dzieci dążymy do doskonałości. Absolutnie wyraźnie widzę oczami wyobraźni jaką mamą chciałabym być.
CIERPLIWĄ – taką wiesz, że jak się wścieknie to nie huknie od razu tylko spokojnym tonem wyjaśni dlaczego nie podoba jej się zachowanie dziecka. Taką, która potrafi nawet z pół godziny stać bez zdenerwowania, kiedy maluch rzuca się na podłodze, bo nie ma ochoty ubrać butów na spacer. Taką, która z uśmiechem wstaje rano z łóżka, nawet jeśli dziecko postanowiło, że dzień zacznie się o piątej…
Coraz częściej panuję nad własnym zachowaniem, choć wiem, że cierpliwości nie można się „wyuczyć” na sto procent. Dusza choleryka nie zmieni się nagle w anielską oazę spokoju.
MĄDRĄ – taką, której pytania dziecka nie zagną. Nie musiałabym pytać wujka Google dlaczego swędzi nas, gdy komar ugryzie ani po co mężczyznom wąsy. Chciałabym wiedzieć wszystko,by móc wszystkiego nauczyć swoje dzieci. By opowiadać im ciekawe historie, zaszczepić miłość do poznawania nowości, zarazić ciekawością świata. Im więcej zadają pytań, tym bardziej przekonuję się jednak jak mało wiem.
Ale to dzięki nim zaczynam interesować się rzeczami, które były mi zupełnie obce. Wiem skąd się bierze tęcza, dlaczego niebo jest niebieskie, czemu to lew jest królem zwierząt i skąd ta biała smuga na niebie za lecącym samolotem.
ZDOLNĄ – żeby mój rysunek konia nie przypominał bardziej myszy. Żebym mogła wymyślać kreatywne zajęcia dla swoich córek. Nie wydawać głupio kasy na niepotrzebne zabawki, a samodzielnie organizować im czas w ciekawy sposób. Żebym mogła genialnie gotować, podawać dania w oryginalny sposób, uczyć nowych smaków.
Nie jestem kreatywna. Większości zabaw swoich dzieci nie lubię. A mimo to, daję się namówić na setne czytanie Kopciuszka i milion tysiąc dwieście pięćdziesiąte w ciągu dnia budowanie zamku z klocków. Przy czym za każdym razem jest to inny zamek. Może nie jest ze mną wcale tak źle, nawet jeśli przypalam wciąż kurczaka?
ZAPOBIEGAJĄCĄ – chciałabym uchronić dzieci przed cierpieniem. Móc złamać serca facetom, zanim oni to zrobią moim dziewczynkom. Chciałabym móc schować je przed złem tego świata, nieuczciwymi ludźmi i chorobami. Miałabym wtedy magiczną różdżkę, za dotknięciem której mogłabym cofnąć wszystkie złe sytuacje, które spotkały moje dzieci. Chciałabym działać zanim stanie się cokolwiek złego. Założyć im płaszcze ochronne, a na ich ustach widzieć jedynie uśmiech. Najszczerszy, najpiękniejszy uśmiech własnego dziecka.
Na wiele rzeczy jednak nie mam wpływu. Nie wiem jakich ludzi spotkają na swojej drodze, czy zawsze będą umiały odróżnić dobro od zła i czy nie przyjdzie im się zmierzyć z chorobą. Szukam jednak wszystkich sposobów na to, by wciąż miały jeden powód więcej do uśmiechu. Jak w przypadku Bepanthenu, który zapobiegł kolejnym odparzeniom pieluszkowym, gdy nieperfekcyjna matka załatwiła pupę niemowlaka nieodpowiednio dobranymi pieluchami. Mieć taką maść na wszystkie dolegliwości, to byłoby coś. Stosujesz, unikasz bólu i płaczu. Zapobiegasz, zamiast ocierać łzy, gdy jest za późno. (Mój wpis o uratowanych tyłkach przeczytasz TUTAJ). Móc ratować im pupę w każdej sytuacji, to ziszczenie marzeń.
OPANOWANĄ – zawsze. Zwłaszcza wtedy, gdy któraś z nich gorączkuje. Wtedy, gdy bawią się w swoich pokojach, a nagle słyszę przeraźliwy płacz. Chciałabym wtedy nie zabijać się o własne nogi biegnąc na pierwsze piętro. Chciałabym umieć uspokoić je, nawet wtedy gdy sama się boję. Założyć płaszcz supermenki i przekonać, że strach ma wielkie oczy.
W rzeczywistości boję się wielu sytuacji, w których zagryzam zęby i walczę sama ze sobą. Wtedy, gdy jest burza albo trzeba wyruszyć w długą wielogodzinną drogę samochodem. Boję się sytuacji, na które nie mam wpływu. Jak więc nauczyć dziecko, że trzeba z podniesioną głową, odważnie iść przez życie?
Chciałabym dużo, choć przecież tak dużo mam. Czy będąc idealną mamą naprawdę uchroniłabym córki przed wszystkim co niepożądane? Mogę dobrać odpowiedni kosmetyk do pielęgnacji niemowlęcej pupy, mogę starać się gotować coraz lepiej i szukać kreatywnych zabaw w internecie. Ale nie muszę być perfekcyjna we wszystkim, skoro w oczach swoich dzieci widzę tak prawdziwą, szczerą i odwzajemnioną miłość…
L.PL.MKT.06.2017.5224
Wpis powstał przy współpracy z firmą Bayer producentem maści Bepanthen Baby