Zdecydowanie należę do tej grupy osób, którą można nazwać „narwaną”. Wybieram oczami, lubię oczami, decyduję oczami. Albo coś mi się podoba, albo nie. Nie ma nic pomiędzy. Często kupuję rzeczy, które wydają mi się ładne, choć niekoniecznie w pełni spełniają swoją funkcję. Kiedy poznaję nowych ludzi to od pierwszego wrażenia wiem czy zapałamy do siebie sympatią, czy niekoniecznie. Bardzo rzadko zmieniam potem zdanie.
Tym bardziej należą mi się brawa, bo oto postanowiłam zmienić ten zły nawyk. Zwłaszcza jeśli chodzi o urządzanie mojego domu, który jest spełnieniem moich największych marzeń. Począwszy od mojego biura, poprzez łazienkę aż do pokojów dzieci chcę, żeby wszystko było na tip top. Niekoniecznie perfekcyjnie, ale tak żebym nie musiała znów powiedzieć „co mną kierowało kiedy to kupowałam?”.
Teraz, kiedy przyszła kolej również na pokój bliźniaczek, zdążyłam przeczytać wszystko, co może przydać się w urządzaniu ich kąta. A szczególną uwagę przyciągnęły informacje o doborach kolorów farb, które mają być użyte w poszczególnych pomieszczeniach. To jest tak ciekawe, że nie mogę się tym z wami nie podzielić. Myślę, że może się przydać, kiedy w waszych domach przyjdzie pora na odświeżanie, malowanie czy metamorfozy.
Otóż, okazuje się, że podejmując decyzje o kolorach farb na ścianach nie należy kierować się jedynie własnymi preferencjami. Czyli: nie róbcie tak, jak ja do tej pory. Chociaż muszę przyznać, że w ciemno trafiłam z kolorem do pokoju starszej córki, ale o tym później.
Barwy mają ogromny wpływ na nasze samopoczucie. Ale to nie tylko kolory ścian, to również dodatki, przedmioty codziennego użytku, ubrania itd.
Nie każdy z nas będzie czuł się dobrze w żółtym swetrze albo tak jak ja, nie wytrzyma długo w pomarańczowym pokoju. I tu faktycznie mamy do czynienia z upodobaniami i po prostu własnym gustem. Natomiast jest jedna zasada, która dotyczy nas wszystkich. Ciepłe barwy nas pobudzają, zimne wyciszają. Już przecież w medycynie chińskiej stosowana była koloroterapia.
W pokoju dziecięcym:
Biały – najbardziej neutralny. Optycznie powiększa wnętrza i „podnosi” sufit. Na pewno jest idealny do małych pomieszczeń. Może powodować spokój, ale najczęściej zwyczajnie nie wywołuje emocji. Jest czysty, prosty i nadaje świeżości. Perfekcyjny do wyrazistych dodatków. Jak dla mnie, w pokoju dziecięcym sama biel jest zbyt nudna.
Szary – podobnie jak biały, uznawany jest za kolor neutralny. Fajnie komponuje się z innymi barwami, ale kiedy użyjemy go zbyt dużo może powodować uczucie przygnębienia. Uwielbiam szary jako dodatek do wnętrza, ale zrezygnowałam z niego w pokoju dziewczynek.
Zielony – zwłaszcza jasnozielony, uspokaja i daje poczucie bezpieczeństwa. Nie na darmo stosuje się go na przykład w szpitalach. Ale również on w nadmiarze raczej nie jest pożądanym kolorem. Może powodować senność i zmęczenie. Lepszym pomysłem jest odcień miętowy połączony z bielą, który wycisza, ale nie przygnębia. Uspokaja i daje poczucie relaksu. Fajny pomysł dla dzieci nadpobudliwych lub takich, które mają mnóstwo zajęć w ciągu dnia, a w swoim pokoju mają odpocząć.
Niebieski – koi nerwy, jest stosowany w terapii lęków. Podobno łagodzi też dolegliwości bólowe (hej! Dentyści, malujcie swoje gabinety na niebiesko!). Dobry wybór dla rozbrykanego malucha. Pomaga się skupić, sprzyja samodzielności i podobno pomaga podejmować decyzje. Lepiej wybierać jasne odcienie. Ciemne mogą powodować poddenerwowanie.
Żółty – wzmacnia system nerwowy, pobudza intelekt i budzi w nas optymizm. Ale przyciąga owady. Dodaje pewności siebie, ułatwia zapamiętywanie i logiczne myślenie (dobra barwa dla uczniów). Oczywiście w nadmiarze też nie jest wskazany: wzmacnia złość.
Różowy – również nastraja optymistycznie. To kolor ciepła, troskliwości i delikatności. Pomaga nieść pomoc. Łagodzi stres i uczucie samotności. Z doświadczenia wiem, że dziewczynki szybko wyrastają z różu. Może się więc zwyczajnie znudzić.
Fioletowy – wybraliśmy do pokoju Martynki jakiś czas temu. Poprawia koncentrację, wspomaga organizm przy wysiłku umysłowym, zwiększa poczucie własnej wartości i dodaje pewności siebie. Podobno tłumi poczucie głodu (chyba nie bardzo dla niejadków). Fiolet rozwija intuicję i kreatywność.
Czerwony – nie wybrałabym go jako barwy dominującej. Pobudza apetyt, pomaga w depresji i zmęczeniu. Mocno wpływa na system nerwowy. Jest wskazany dla dzieci nadmiernie wyciszonych i przygaszonych. Dla żywiołowych dzieci zdecydowanie nie zalecany. Trzeba się z nim dobrze obchodzić w pokojach dziecięcych.
Pomarańczowy – nastraja optymistycznie, łagodzi napięcia emocjonalne, pobudza apetyt. Idealny bardziej do jadalni, bo pomaga w wydzielaniu soków trawiennych, ale jest też strzałem w dziesiątkę w pokoju „niejadka”.
Zasada jest prosta. Kolorami można się bawić. Łączyć barwy i uzyskać naprawdę fajny efekt. Najważniejszy jest wybór barwy dominującej, ale nawet ją można „zgasić” dodatkami. My już wybraliśmy i zaczynamy metamorfozę. Postawiliśmy na Śnieżkę Satynową.