POLACY NIE GĘSI, A GĘGAĆ UMIEJĄ

 

Polacy to marudny naród. Nie boję się tego stwierdzenia, bo gdziekolwiek się pojawię tam zawsze znajdzie się ktoś narzekający. Nic nam nie pasuje. Nie potrafimy znaleźć dobrych stron sytuacji, w jakich się znaleźliśmy. Zawsze na „nie”, zawsze „przeciwko”, zawsze „anty”.

Żony narzekają na mężów, mężowie na żony. Matkom źle, dzieciom jeszcze gorzej. Euro w telewizji, cholera nie będzie filmów. Pojadą i się zhańbią. Wstydu naniosą. Wrócą z płaczem. Weekend? Na pewno będzie padać, a jak nie, to zaleje nas fala upałów, nie będzie można wytrzymać z gorąca. Rząd? Był beznadziejny, teraz jest jeszcze gorszy. 500+ ? Miernota, powinni dać tysiaka. Żadnych pozytywów, życie jest do dupy. Czekamy na koniec pracy każdego dnia, potem na weekend, urlop, emeryturę, śmierć w końcu. Czekamy wciąż na lepszy czas, na okazję, na spełnienie marzeń a tymczasem gubimy dzień dzisiejszy. Nie zauważamy jak czas mija. Jak przemija życie. Nie potrafimy się cieszyć chwilą, bo przecież ulotna, więc szkoda sobie głowę zawracać. Bo jak będę szczęśliwy to znaczy, że zaraz coś się schrzani.

Ludzie szukają problemów tam, gdzie ich nie ma. Nawet na wakacjach. Nie wierzysz?

Wróciłam niedawno z grackich wakacji na wyspie Kos. Poleciałam z Itaką (swoją drogą sprawdźcie ich last minute, świetne okazje!). Kiedy nadszedł dzień wylotu do domu okazało się, że dwa samoloty linii lotniczej, którą miałam wracać miały awarię. Opóźnienia ogromne. W pierwszej informacji podano nam, że co najmniej 10 godzin. Chwilę później, że na pewno 20. Musieliśmy opuścić hotel, bo na nasze miejsca były rezerwacje. Uspokajano nas, że dostaniemy miejsca w hotelu, posiłki, napoje… Wiesz co się działo? Ludzie wpadli w szał. Jak to, nie wylecimy? Jak to, nie możemy zostać w swoim pokoju? Grupa Polaków zebrała się w recepcji i siedząc na walizkach biadoliła. Taki horror! Jak żyć? Tymczasem takie rzeczy się zdarzają i nawet ja będąc na wakacjach po raz pierwszy wiedziałam o tym. Razem z dzieciakami wróciliśmy do basenu. Szkoda tracić cenny czas, skoro dano nam go jeszcze „w gratisie”. Reszta została nakręcając się wzajemnie. Na pewno przewiozą nas do jakiś baraków, dostaniemy chleb z masłem. Albo nie znajdą hotelu i przesiedzimy wiele godzin na lotnisku…

Dostaliśmy hotel. Fajny. Basen cudny, raj dla dzieci. Śniadanie, obiad, kolację, napoje. Myślisz, że to uspokoiło urlopowiczów? Najpierw narzekali, że daleko od lotniska, bo jechaliśmy pół godziny. A to na moje ramię zwymiotowała w autokarze Lila i to ja miałam największy powód do narzekań. Byliśmy z trójką małych dzieci i to nam na rękę nie powinno być takie jeżdżenie. Tymczasem to właśnie ci młodzi, bezdzietni ludzie, którzy przyjechali się tu przecież bawić mieli najwięcej do gadania. Nawet kiedy w nocy wieziono nas na lotnisko nie pasowała im godzina. I na całe nieszczęście na miejscu okazało się, że lot znów przesunięty. Paulina spała mi na rękach, Liliana tacie, Martyna na fotelu obok. Byliśmy wykończeni, bo nie zmrużyliśmy nawet oka a dochodziła 3:00. Kiedy rezydentka oznajmiła, że wracamy jednak do hotelu rozpętała się burza. Komu się oberwało? Niewinnej rezydentce właśnie, jakby to od niej zależało czy samolot wystartuje. Trzeba było się na kimś wyżyć, ona była pod ręką…

Ostatnie dwa dni naszych wakacji (których w ogóle miało już nie być) były męczące, bo do samego końca nie wiedzieliśmy kiedy w końcu wylecimy, ale staraliśmy się znaleźć pozytywne strony całej sytuacji. Mieliśmy dodatkowe 48 godzin w Grecji i spędziliśmy je na maksa taplając się w wodzie. Jasne, chciałam już wrócić, bo skończyły nam się czyste ubrania, bo nie mogliśmy się rozpakować, bo nie miałam już mleka dla dzieci i przede wszystkim, bo byliśmy już zmęczeni. Ale ci młodzi ludzie, którzy mieli jeszcze kilka dodatkowych dni urlopu i nie musieli się wcale śpieszyć osiągnęli maksimum zrzędzenia jakie kiedykolwiek widziałam. Współczuję im. Nie umieć cieszyć się chwilą jest smutne.

Całe wakacje wspominamy ze wzruszeniem. Piękne miejsce, spełnione oczekiwania względem biura, opieka, słoneczna pogoda, radość dzieci. Zapiszemy to w naszej pamięci jako cudowną przygodę. Szkoda, że inni nie potrafili tego docenić. Szkoda, że będą marnować swój zapał i czas na pisanie pozwów. Bo coś poszło niezgodnie z planem, bo coś w grafiku wcześniej nie było zapisane, bo cholera spontanicznie to umieją się tylko wkurzać.

Nauczmy się cieszyć i szukać pozytywnych aspektów sytuacji, która nas zaskoczyła. Nie wszystko jest czarne albo białe.