ŚWIAT W JAKIM PRZYSZŁO NAM ŻYĆ

Wkurzam się, autentycznie wkurzam się na ten świat. Nie godzę się na życie w nim, dopóki mamy tyle nienawiści w sobie, fałszu i obłudy. Dopóki umierają niewinne dzieci, których lekarze nie potrafili dobrze zdiagnozować. Dopóki muszę patrzeć na łzy rodziców, którzy jeszcze wczoraj tulili w swoich ramionach swoje dzieciątko a dziś wybierają trumnę.

Nie chcę być częścią czegoś, co na każdym kroku emanuje nienawiścią. Co sprawia, że rodzeństwo ze sobą nie rozmawia od miesięcy, gdzie mąż katuje żonę i dzieci, które miały być owocem spełnionej miłości. Gdzie przyjaciółka obwinia cię za swoje beznadziejne życie, jednocześnie pokazując innym jaka jest szczęśliwa. Gdzie fałsz staje się celem samym w sobie. Nie będę uczestniczyła w tworzeniu świata, w którym matki zmęczone i wyczerpane trudną rzeczywistością wstydzą się przyznać do swoich słabości przed własnym mężem. Kiedy muszą robić dobrą minę do złej gry, bo przecież taka nasza zafajdana rola, bo przecież nasze mamy, babki i prababki miały gorzej.

Nie godzę się na ciche przyzwolenie sąsiadów, którzy udają głuchych, gdy za ścianą dzieją się rzeczy niczym z horroru. Gdy inni nie mogą liczyć na niczyją pomoc, bo boją się prosić a gdy proszą nie otrzymują wsparcia. Nie mogę znieść widoku kobiety, która odbiera sobie od ust, by mieć czym nakarmić dziecko, a państwo, w którym żyje rozkłada ręce, bo nie mieści się w sztywne ramy nowej ustawy. Krzyczę w myślach z bezsilności, bo znów ktoś musi błagać o pomoc w uzyskaniu pieniędzy na leczenie swojego dziecka. Gdy widzę tę ogromną sumę, niezbędną do otrzymania choćby szansy na powrót do zdrowia. Gdy czytam, że ktoś nie doczekał dnia, w którym zebrano tę kwotę.

Nie chcę patrzeć na zazdrość, która jest ostatnio największą chorobą ludzkości. Bo komuś wyszło a mnie nie. Bo teraz trzeba go zniszczyć, opluć, zhańbić. Dlaczego ma mieć lepiej? Pożeracze energii i spokoju. Wkurzam się, gdy nagle bliska osoba mówi „już cię nie potrzebuję”. Adios, kurna.

Nie będę otaczać się ludźmi, którzy nie widzą nic więcej niż czubek własnego nosa. Którzy ręki nie podają, ale nogę podstawią chętnie. Kłamstwem, manipulacją, oszczerstwem. Byle do celu. Byle zniszczyć wroga. Nie godzę się na wojny, bezsensowną śmierć, strach ludzki przed wyjściem z domu. Na samotność i cierpienie, na odrzucenie i ponowne szukanie celu w życiu, na kłótnie i obelgi, w necie, telewizji, na ulicach.

Gdzie w tym wszystkim miejsce na moje szczęście rodzinne? Odcinam się od tego, zamykam drzwi na klucz, przytulam swoje dzieci i męża. Nie chcę być częścią was, obłudnicy. Mordujcie się nawzajem, wbijajcie sobie szpile, atakujcie przyjaciół, podkładajcie sobie nogi. Beze mnie. Zbudowałam sobie własną oazę spokoju, do której nie wkroczy nikt niepowołany. Gnajcie za pieniądzem, pochwałami, przykładnym życiem. Kreujcie się na gwiazdy i wybielajcie przed znajomymi. Patrzcie na swoje odbicia w lustrze i udawajcie niewinnych.

Mnie tam nie ma. Jestem tu, otoczona szczęściem i miłością. I tego będę broniła przed wami zawsze.