PUBLICZNE DZIECI

Czasem sama siebie nie poznaję. Swoich myśli i tego co wyprawiam. Mam najwspanialsze i najpiękniejsze dzieci na świecie. Jak każda mama. To co dla mnie jest niezwykłe, wcale nie musi być dla innych. Mimo to, bardzo lubiłam chwalić się swoimi dziećmi. Nie wrzucałam miliona zdjęć swoich pociech do internetu, ale ich wizerunek jest dobrze znany moim facekook’owym znajomym.

Potem powstał blog i fanpage. Skupiałam się tylko na treści. Ale kiedy założyłam aktualnego bloga dałam się ponieść temu, co robią inne mamy blogerki. Dopiero weszłam w blogosferę, zielona na każdym kroku. Uczyłam się zasad fotografii i obróbki zdjęć, żeby fotki były jak najlepsze i mimo, że na blogu sporadycznie pojawiały się buzie moich córek, to instagram był nimi przepełniony.

To miał być zwykły blog, po prostu dla mnie, o mnie, do poczytania, do pośmiania, do przemyślenia. Ale nagle okazało się, że jego popularność mnie zmiażdżyła. Dosłownie. Każdego dnia przychodzi tu tysiące ludzi, liczba osób obserwujących moje konto na instagramie codziennie rośnie. I czuję ogromną satysfakcję, że jesteście tu ze mną, że chcecie czytać, dyskutować i udostępniać dalej. W moim mniemaniu, odniosłam swój prywatny sukces.

Jakiś czas temu Tomek Tomczyk opublikował „Ranking najbardziej wpływowych blogerów 2015r.”, w którym mój blog został wyróżniony jako jeden z „największych nadziei polskiej blogosfery”. Nie znajduję słów, które trafnie opisałyby moją radość i dumę. Czułam wtedy, że nigdy jeszcze nie zostałam tak doceniona. Potem pojawiają się artykuły na różnych portalach i stronach. Zaczynam uświadamiać sobie, że powoli przestaję być anonimową osobą. A w tym wszystkim są niczego nieświadome dzieci. Ich wizerunek, który upubliczniłam, jest znany całej masie ludzi. Zważywszy na fakt, że liczba odsłon treści fanpage’a liczy prawie 20 milionów miesięcznie, jest to liczba, która nawet mi się nie śniła.

I nagle zdaję sobie sprawę z tego, że zdjęcia moich córek może pobrać sobie każdy. Opublikować je gdziekolwiek, napisać cokolwiek. I o ile ja jestem uodporniona już na krytykę i raczej śmieszy mnie ona niż dotyka, to moje dzieci mogą być innego zdania za 10 lat. Co im wtedy powiem? Miałam prawo? Nie martw się?

Przygotowuję się do swojego pierwszego wystąpienia w TVP. Prawdopodobnie będą tam moje dzieci również. Ale za moją zgodą. Za moim pozwoleniem. Nagranie będzie dla mnie dużym wydarzeniem i myślę, że dla dzieci także. Ale to już z góry jest czymś innym niż dzieleniem się nimi na co dzień. Martyna często bierze ze mną udział w różnego rodzaju eventach. Jest tam fotografowana. Nie przeszkadza mi to, jest częścią wydarzenia. Nie chcę jednak wystawiać ich prywatnych zdjęć i czekać na to, co się wydarzy. Czy jakiś oszołom nie napisze czegoś obraźliwego albo nie wrzuci tego zdjęcia na jakąś chorą stronę.

Czy boję się pedofilów? Jak każdy rodzic. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że jakiś psychopata może zrobić zdjęcie moim córkom dosłownie wszędzie. I zrobić z nim co tylko zechce. Ale na to nie mam wpływu. Mam jednak wpływ na to, co sama upubliczniam. A nie zamierzam podawać na tacy fotek zboczeńcowi.

Nie chcę teraz chować swoich córek w piwnicy i chronić je przed złym światem. Chcę jedynie świadomie decydować, gdzie się pojawią. Dlatego wszystkie zdjęcia, na których moje pociechy są dobrze widoczne usunęłam. Chyba dałam się ponieść fejmowi, dałam się ponieść modzie panującej w blogosferze. Dopóki na własnej skórze nie odczułam czym jest siła internetu, żyłam w nieświadomości. I olać statystyki jeśli przez to spadną. Chyba w porę uzmysłowiłam sobie czym jest prywatność. A to nic innego, jak nasze codzienne życie.

Nie oceniam innych blogujących mam. Myślę, że przemyślały swój krok i nic mi do tego.

Ja już zdecydowałam.