Mama wychowywała mnie tak, żebym rozumiała, że w życiu liczy się drugi człowiek. Że jego dobro jest ważne i nie należy nigdy nikogo krzywdzić. Tę samą naukę chciałam przekazać swoim dzieciom.
Czasy są jakieś inne, jakieś bardziej agresywne. Zachowanie dzieci się zmieniło. Sposoby wychowywania są różne. Mam okazję obserwować teraz grupę 6-latków, bo starsza córka jest jej częścią. I mam ochotę wrzeszczeć, gdy widzę jak taki mały człowiek potrafi manipulować innymi, jak za wszelką cenę chce być najważniejszy w grupie, jak ustawia sobie innych pod swoje dyktando. I zastanawiam się, jak połączyć moje metody z tym, żeby kiedyś córka nie została zwykłym popychadłem. Bo mówię NIE BIJ, nie krzywdź, a tymczasem mam ochotę doradzić jej coś całkiem przeciwnego. I w duchu myślę sobie : „Trzeba było jej oddać”, gdy córka mówi, że ktoś celowo ją popchnął, bo nie chciała zrobić tego, co jej rozkazano.
Cały nasz problem leży w tym, by wychować dzieci w taki sposób, aby umiały podawać innym rękę, ale jednocześnie nie pozwoliły na to, by ktoś podstawił im nogę. Żeby ten mały człowiek zrozumiał, że bycie dobrym i pomocnym nie zawsze oznacza bycie słabszym. Kiedyś moje dziecko było bardzo nieśmiałe i bało się rówieśników. Teraz wydaje się być jedną z najbardziej przebojowych dziewczynek w grupie. I nikt nie wie, ile pracy włożyliśmy w to, by dziś była taka jaka jest. Ile tłumaczeń, prób przekazania jej, że świat nie jest zły jest za nami. I kurde, im starsza jest, tym ten świat wydaje się rzeczywiście gorszy. I wiem, że teraz jest najlepszy czas na to, by wytłumaczyć jej, że nie istnieje żaden człowiek na świecie, którego lubiliby wszyscy. Że posłuszeństwo i uleganie koleżance nie uczyni z niej cudownej przyjaciółki. Że trzeba mieć swoje zdanie i zawsze bronić go niewidzialną bronią. I być tym, kim chce się być. Kim chce być ona. Nie rówieśnicy.