ŻYCIE TO NIE KOMEDIA ROMANTYCZNA, MAŁA!

Nie mogę oglądać filmów romantycznych. Serio. Robią mi sieczkę z mózgu. Takie historie się w rzeczywistości nie zdarzają. Już nie.

Oglądam i zaczynam tęsknić za tymi motylami w brzuchu, za gorącymi emocjami przed każdym spotkaniem, za uczuciem, że zaraz coś się wydarzy. Coś fajnego, wspólnego, romantycznego. Tęsknię za każdym pierwszym razem. Kiedy pierwszy raz czuję męską dłoń w swojej, za pierwszym pocałunkiem, spacerem o zachodzie słońca, przegadaną w całości nocą. Za pierwszym tańcem, randką, pierwszym miłosnym uniesieniem. Za całą otoczką jaka towarzyszy zakochaniu. Za uczuciem, że oto jesteś dwa metry nad ziemią a serce bije jak szalone.

Ja wiem, że każdy marzy o miłości do grobowej deski. O szczęśliwym małżeństwie, rodzinie, stateczności. I statystycznie podchodząc do tematu to właśnie zakochanie pcha nas do związków formalnych. Pragniemy domu i tego, żeby ta osoba już zawsze była obok. Żeby miłosne smsy zamienić na listę zakupów, które mąż ma zrobić po drodze z pracy. Żeby wspólnie zasiadać do stołu każdego dnia. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że część tych wspaniałych emocji zastąpi zwykła rutyna. I o ile mogę z całą szczerością powiedzieć, że jestem szczęśliwa, o tyle muszę przyznać, że czasem czuję zwykłą pustkę. Za tym co minęło bezpowrotnie.

Patrzę na swoje śpiące dzieci i spracowanego męża. Patrzę na stos ciuchów do wyprania i jeszcze większy do prasowania. Na zlew znów pełny naczyń. Zderzenie z rzeczywistością. Nikt wcześniej mi nie powiedział, że on chrapie. I że rozrzuca skarpetki w łazience. Może było gdzieś o tym drobnym druczkiem, gdy podpisywałam świstek małżeński. Może nie zauważyłam przez różowe okulary. A może wręcz przeciwnie, podmieniono nam umowy.

Życie codzienne nie ma nic wspólnego z tym, które oglądamy na szklanym ekranie. Motyle z brzucha wyfruwają, serce zaczyna walić tylko wtedy, gdy się wściekniesz, a w nocy nie masz już ochoty gadać z mężem, tylko porządnie się wyspać. To nie jest tragedia, to naturalna kolej rzeczy. Jak naturalną jest to, że w ciągu dnia masz ochotę zniknąć a wieczorem kładąc dziecko spać chciałabyś je zacałować.

Ktoś powie, że o związek trzeba dbać codziennie. Że uczucie trzeba karmić wciąż na nowo. Kwiatami, wspólnymi chwilami, czułymi słowami, wyjściem we dwoje. Zgodzę się. Tylko, że wychodząc z mężem na kolację, do kina czy imprezę, nie czujesz już tego podekscytowania, drżącego głosu, podniecenia i oczekiwania na to, co się wydarzy. Tego zdenerwowania, gdy malujesz rzęsy tylko dla niego. I tych emocji mi właśnie żal. Bo teraz znajome są już tylko z TV.

Od jutra koniec z komediami romantycznymi. Przerzucę się na horrory. Jakieś takie bliższe życiu się wydają.