DAJCIE SPOKÓJ SWOIM DZIECIOM!


Smutno mi. Smutno mi, gdy rano słyszę dźwięk budzika w pokoju córki i wiem, że za chwilę wstanie, by usiąść przed laptopem. Powinna zjeść śniadanie i wyfrunąć rano jak na skrzydłach do swoich koleżanek i kolegów. Powinna krzyknąć wychodząc “pa mamo, do potem!”. Spędzić czas w gronie rówieśników, bez dzielących ich ekranów. Powinna ganiać po boisku szkolnym na przerwie i dzielić się kanapką z przyjaciółką. Zamiast tego widzę jak zrezygnowana idzie wolnym krokiem w kierunku łazienki i cicho mówi: “dzień dobry, mamo”. To nie będzie tak dobry dzień, jakbyśmy obie chciały.

Zanim zacznie lekcje otwiera swój planer. Zapisuje jakie obowiązki ma dziś do wykonania (uczy się ode mnie), jakie dodatkowe zajęcia i jak podzielić materiał z historii, żeby zdążyć do sprawdzianu.

Nasze dzieci gasną. Gaśnie radość w ich oczach, gaśnie nadzieja z każdym dniem spędzonym przed komputerem. Mamy moment, w którym dzieci same, bez przypominania, z ulgą zamykają laptop. Po lekcjach są zmęczone, choć wiedzą, że czeka ich jeszcze zadanie domowe i nauka. Lektura wypożyczona z biblioteki czeka na moment, aż im “się zachce”. A nie chce się, coraz bardziej.

Niby minął rok odkąd mieliśmy czas przyzwyczaić się do tego, że mamy pandemię, a jednak nie daliśmy rady. Chcemy chronić dzieci przed kolejnym ciosem, nie mówiąc głośno ile dziś naliczono zachorowań ani jakie kolejne obostrzenia nas czekają. A mimo to, one przeżywają tę sytuację bardziej niż nam się wydaje. Obserwujemy strach, niepokój, brak energii i ciągły spadek nadziei, że jeszcze kiedyś będzie “po staremu”.

Po obiedzie moja córka zamyka się w swoim pokoju i odrabia lekcje, uczy się. Coraz częściej boli ją głowa, choć wcześniej się to nie zdarzało. Szybciej się denerwuje i zniechęca, gdy coś jej nie wychodzi.

Któregoś dnia, gdy leżymy sobie na dywanie i rozmawiamy, pytam czy mogę zerknąć do jej planera. Otwieram i zamieram… Lekcje, zadanie domowe, lektura, kartkówka z angielskiego, sprawdzian z matmy, lekcje perkusji, sprzątanie pokoju, podlewanie kwiatów, ścieranie kurzu, segregowanie książek. STOP!

Wiesz czego mi tam zabrakło? ODPOCZYNKU! Wspaniale, że sobie planuje, świetnie, że sama od siebie dodaje sprzątanie i nie muszę potykać się o jej ciuchy ani co chwilę przypominać, że na meblach ma dwadzieścia centymetrów kurzu… ale odpoczynek jest równie ważny co odrobienie zadania domowego. Zapomniałam nauczyć ją odpuszczania, choć przecież sama już potrafię poluzować. Od tego momentu to ważny i obowiązkowy punkt w planerze. Nie musi odpoczywać z książką w ręce, nie musi robić niczego kreatywnego. Może zwyczajnie pluć i łapać, ale głowa musi odpocząć! W tym czasie nie powinna myśleć ile jeszcze zostało do zrobienia. W tym czasie nic nie musi!

Wiem, że dzieci są różne. Niektóre potrzebują takiego “kopa”, by zacząć działać, ale wyobrażam sobie, co muszą czuć dzieciaki, którym rodzice stale cisną. Że oceny mają być lepsze, że mają nie marudzić, że obowiązki na czas wykonać. I wciąż więcej i więcej.

Nie dokładajmy dzieciom zadań. Wyluzujmy w tym trudnym dla nich czasie. Nawet jeśli tego nie okazują i o tym nie mówią, one naprawdę są zmęczone całą sytuacją.