Na ringu stają dwie grupy matek.
W lewym narożniku (L) przedstawicielka mam, które nie ogarniają, są zmęczone i znudzone codziennym życiem, urobione po pachy, które wciąż wyrzucają sobie jak bardzo są beznadziejne, że nie nadają się do wychowywania dzieci, że to wszystko takie trudne.
W prawym narożniku (P) mamy matki perfekcyjne, z czystymi, wypucowanymi domami, kuchnią pachnącą zarówno płynem do szorowania kafli jak i świeżo wyrośniętym ciastem drożdżowym, matki najzdolniejszych uczniów w szkole i najbardziej ułożonych dzieci w przedszkolu.
Strat. Zaczynają od niewyszukanych epitetów (zanim zaczną się lać mokrymi ścierami, jedna czystą, druga śmierdzącą, rzecz jasna):
W lewym narożniku słychać: “dom to nie muzeum, tam trzeba normalnie żyć!
W prawym: “jak można żyć w ciągłym syfie i funkcjonować wśród rozwalonych zabawek?”
L: “to nie jest robota dla jednej osoby!”
P: “od tego są kobiety, by dbały o rodzinę!”
L: “czasem trzeba po prostu odpocząć”
P: “odpoczywać możesz, gdy już położysz dzieci”
L: “oceny nie są najważniejsze!”
P: “pewnie, wszyscy skończą kopiąc rowy!”
L: “mam dość!”
P: “sama tego chciałaś!”
I tak bez końca. A ring, jak internet przyjmie wszystko. Zniesie wiele. Oceni. Doda od siebie. Przerysuje. Dobije…
Walka się kończy. Obie przedstawicielki stają na ringu, pomiędzy nimi sędzia, który unosi do góry obie ręce. Remis. Tak, remis.
Wiesz dlaczego? Bo prawda jest dokładnie pośrodku. W absolutnym środeczku.
Możemy (mamy prawo!!!) być zmęczone i znudzone, ale nie możemy całymi dniami – dzień po dniu, leżeć na kanapie i narzekać na swój los. O dom powinni dbać wszyscy domownicy, a przynajmniej umieć po sobie posprzątać, żeby nie traktować matki jak służącej i sprzątaczki w jednym. Wcale nie trzeba szorować podłogi na kolanach i piec wyszukanych ciast, by być świetną mamą. Czasem wystarczy pobawić się z dzieckiem, a nawet… obejrzeć razem bajkę!
Jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest szczęśliwa mama. Taka, która wie, że ogarnia to co trzeba, ale ma również czas dla siebie.
Perfekcyjne matki może i mają błysk w każdym kącie domu, wyuczone dzieci i dwudaniowe obiady, ale często osiągają to zbyt dużym kosztem. Swoim kosztem.
Te wciąż narzekające nie potrafią dostrzec piękna w małych rzeczach, radości w małych gestach. Nie doceniają, że mają o wiele więcej niż niektórzy kiedykolwiek będą mieli. Skupiając się na swoich niedoskonałościach widzą tylko ciemne strony macierzyństwa.
Balans. Tak prosty. Do użycia już, teraz, natychmiast, z miejsca. Robić co konieczne, a inne rzeczy odrzucić. Nie komplikujmy sobie życia zbyt dużym olewactwem, bo możemy bardzo zbłądzić w wychowywaniu dzieci i nie starajmy się być idealne w każdym calu, bo krzywdzimy tym siebie… i własne dzieci.