#WASZEWYZNANIA 56/ MÓWI, ŻE SIĘ ZMIENI? NIE WIERZ W TO!

 

Życie z alkoholikiem. Brzmi znajomo prawda? Wszystko zaczęło się już w dzieciństwie. Ojciec alkoholik, mama starająca się o dzieci, dom. Mnóstwo strachu co przyniesie kolejny dzień. Tata wraca pijany, a ja się boję czy dam radę. Moja mama nie odeszła. Czemu? Nie wiem. Psychika zniszczona do tego stopnia, że w liceum próbowałam popełnić samobójstwo. W ostatniej chwili wyrzuciłam tabletki z ręki. Powtarzałam sobie zawsze, że nigdy nie będę miała takiego męża.

I mam.

Więc zaczynamy o życiu z alkoholikiem. Poznałam obecnego męża przypadkowo. Od razu wpadł mi w oko, sześć. lat starszy. Co mi zaimponowało? To, że się o mnie starał. Nigdy się nikt o mnie nie starał poza mamą i rodzeństwem. Zawsze w szkole byłam odrzucana i w końcu ktoś się zaczął o mnie starać! Po jakimś czasie dowiedziałam się, że jest już po rozwodzie. Następna wiadomość, że pije. Dziennie potrzebował paru piw i małej butelki wódki. A jednak weszłam w ten związek.

Dziś twierdzę, że byłam bardzo głupia. Myślałam sobie, że go uratuję. Obiecał, że dla mnie przestanie pić, bo wiedział co przeżyłam w dzieciństwie. Na początku faktycznie ograniczył w dużym stopniu spożywanie alkoholu. Pomyślałam sobie, że wszystko jest na dobrej drodze.

Po trzech miesiącach oświadczył mi się. No kurczę, zależy mu na mnie! Po następnych trzech miesiącach dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Radość przeogromna. Stworzymy prawdziwą rodzinę. I czar prysł nagle. Znów zaczął pić. Co najgorsze, zaczęły się obelgi i podejrzenia, że córeczka nie jest jego. Myślisz sobie dlaczego już wtedy nie odeszłam? Łudziłam się, że jeszcze jest szansa. Urodzi się córeczka i wszystko będzie w porządku. Jednak nie było. W międzyczasie straciłam mamę. Osobę, którą kochałam nad życie. Bardzo ciężki cios dla mojej psychiki. Gdy córka miała dwa latka postanowiłam odejść. Wróciłam bo uwierzyłam, że się zmieni. Znów obudził się promyk nadziei. ROK abstynencji! Jakie wtedy mieliśmy szczęśliwe życie. Tak byłam szczęśliwa!

Po raz kolejny nadzieja matką głupich. Po roku zapadła decyzja o drugim dziecku. W czasie ciąży znowu wrócił do picia. Po kilku miesiącach kolejnej walki o rodzinę została wdrożona akcja „wszywka”. Ponownie nadzieja. Będzie w końcu dobrze. Było. Przez trzy miesiące. Znów pomyślisz dlaczego w końcu nie odeszłam? Bo się bałam. Po wielu próbach i rozmowach zdecydował się na terapię AA. Terapię skończył po dwóch spotkaniach i zaczęło się piekło. Co weekend mąż ma dwa dni wycięte z życiorysu. W tygodniu mąż pracuje. Co weekend jestem wyzywana, że zdradzam, że ja go niszczę?!

Po rozmowie z psychologiem podejrzewamy, że mąż choruje na zespół Otella (chorobliwa zazdrość u alkoholików, uporczywe urojenia o zdradzie partnerki). Do sedna. Jestem zniszczona psychicznie strasznie. Od dzieciństwa zaczynając. Dlaczego do tej pory nie odeszłam? Bo jestem współuzależniona. Bo żyję w toksycznym związku. Nie boję się samotności. Samotność mam już od wielu lat. Boję się tylko braku pieniędzy, nie pracuję. Nie mam dokąd iść. Wieczory są najgorsze i tylko jedna myśl „gdyby nie córeczki dawno bym już odeszła”. Jednak wiem, że jeśli się nie zmieni sytuacja z moim mężem to odejdę i nie wrócę do niego. Chcę tylko pracować, żeby móc za co żyć.

Dla wszystkich kobiet, które to czytają. Proszę Was nie popełniajcie błędu, który ja i inne kobiety popełniłyśmy. Nie wierzcie, że on się zmieni. Ja też miałam nadzieję. Szczerze? Jest coraz gorzej.

Chcę uciec i w końcu ucieknę.