Zdaję sobie sprawę z tego, że część z Was czytając ten tekst przewróci oczami i pomyśli: “oesu, ileż można wałkować jeden temat?”. Ale wiecie co? Dzięki temu, że piszę bloga i prowadzę swoje profile w mediach społecznościowych, mam ciągły kontakt z tysiącami mam. I powiem Wam, że nadal ogromna część z nich ma z tym problem. To nie jest kwestia jedynie powiedzenia sobie, że widocznie trafiły na faceta – głupka. To często wartości wyniesione z domu, gdzie mama harowała w czterech ścianach, a tata przynosił pieniądze do domu. I kiedy wracał to wcale nie był wdzięczny za dobry obiad, a siadał przy stole jakby mu się to danie po prostu należało.
I dziś ci mali chłopcy wyrośli na dorosłych mężczyzn, którym wydaje się, że są ważniejsi, bo utrzymują rodzinę. Są głową tej rodziny, a więc wszystko zależy od nich. Poniekąd ciężko pracując, zazdroszczą nawet swoim partnerkom, że te mogą siedzieć w domu. Tak, bo one zawsze siedzą z dziećmi.
Te czyste gacie i koszulki, które na siebie zakłada piorą się same. Słowo daję. Wychodzą z kosza albo podnoszą się z podłogi, jeśli jakimś trafem do kosz wcale wcześniej nie trafią, obracają się na prawą stronę. Potem otwierają sobie drzwiczki i gęsiego wskakują do pralki. Potem te ostatnie sypią jeszcze proszkiem albo wrzucają kostkę, nalewają płynu, przekręcają gałkę i wskakują do reszty. Potem się rozwieszają, same schodzą ze stojaka, prasują się i włażą do szafki. Właśnie po to, by facet mógł sobie to założyć kolejnego dnia. W tym czasie kobieta może sobie posiedzieć właśnie.
Obiad robią krasnoludki. Przychodzą wtedy, gdy mama sobie leży. One są na tyle fajne, że nie zawracają tyłka, tylko bez słowa stają przy garach i kroją, mieszają, doprawiają, smażą, gotują, pieką. Ba! Nawet po sobie posprzątają. Wielka mi sprawa, nałożyć potem to wszystko na talerz tatusiowi.
A jeśli w domu jest czysta podłoga to przecież nic nadzwyczajnego. Przecież taka powinna być. Nikt nie zapyta kto ją odkurzył i umył. Nikt. Tak jakby ona po prostu była taka od zawsze. I na zawsze.
Dziecko wybawione, najedzone, przewietrzone, wykąpane, uśpione. No, widocznie trafiło się bezproblemowe maleństwo. Się wybawiło, się najadło, się przewietrzyło, się wykąpało i się uśpiło.
Ja już nawet nie wspominam o posprzątanej łazience, startych kurzach czy tysiącu innych małych rzeczach. Są zrobione. Ale KTOŚ to musiał zrobić!
Czyżby to jednak ta siedząca albo leżąca kobieta w domu? Ta, która została w czterech ścianach z dzieckiem zamiast pójść do pracy? Ta, którą musisz utrzymywać ciężko pracując?
A jak otworzysz lodówkę, co mężczyzna widzi? Wow, ktoś zadbał o to, żeby miał co jeść. Nagle w domu znajdują się buty na wiosnę, a potem na jesień i zimę. Ktoś pomyślał, że dziecko rośnie. Jak się kąpie to nigdy nie brakuje płynu, ani pasty do zębów czy choćby papieru toaletowego. Kto o to dba, skoro ona siedzi na dupie?
Tak, to kolejny TEGO TYPU wpis i będę o tym mówić do znudzenia. Wcale nie po to, by narzekać, że mnie mąż nie docenia. Wręcz przeciwnie. Będę o tym pisać, bo każdego tygodnia (każdego!) dostaję wiadomość o tym jak kiepsko czujecie się w domu, bo nie robicie nic ważnego, nic wartościowego i w dodatku jesteście na czyimś utrzymaniu. Pytam wtedy: leżysz? odpoczywasz przez cały dzień? Nie, padasz wieczorem ze zmęczenia. Bo robisz coś absolutnie wartościowego, dbasz o dom i rodzinę!
Najbardziej boli to, że właśnie takie myślenie o sobie bierze się z tego, że to partner nie widzi nic nadzwyczajnego w pracy domowej. Dla niego oczywiste są czyste gacie, obiad na stole, odkurzona podłoga i wykąpane dziecko.
Naprawdę, pomijam już wątek wspólnych obowiązków i jednakowego dbania o rodzinę. Pisałam o tym wiele razy. Ale nie przemilczę już tego, że w domu NIC NIE ROBI SIĘ SAMO! NIC!
A krasnoludki nie istnieją. Czas dojrzeć, partnerze.