Plac zabaw. W piaskownicy bawią się dwie dziewczynki. Nagle pięcioletnia Kasia wybucha płaczem i biegnie do siedzącej obok na ławce mamy. Wskazując palcem na towarzyszkę zabaw, wciąż płacząc oznajmia: “Ona mi zabrała foremkę!”. Co robi mama? “Przestań beczeć! Mam już dość takiego zachowania. O wszystko płaczesz! Co za beksa!”.
W przychodni tłum. Do laboratorium ustawiła się kolejka. Sześcioletni Jacek trzyma kurczowo dłoń mamy. Boi się pobrania krwi. “Daj spokój, chłopie! Weź się w garść! Wszystkiego się boisz!”
Sklep. Spotykają się dawno niewidziane koleżanki. “Ależ ten twój syn, urósł! Ile on ma już lat? Dziewięć?”, “Tak, dziewięć. Ale daj spokój…” – dodaje w towarzystwie chłopca “…łobuz taki, że szok. Nic się nie słucha, ciągle coś broi.”
Ostatnia scenka. Uczennica klasy szóstej wygrywa konkurs recytatorski. Dumna podbiega do rodziców, którzy szczęśliwi gratulują i rzucają: “Jesteś najlepsza! Brawo, zawsze na podium!”.
Co łączy te wszystkie sytuacje? Czy jest jakiś punkt wspólny dla wszystkich czterech scenek? Jest. To etykietowanie. Nadawanie etykiety dziecku, która sprawia, że żadne z tych zachowań nigdy się nie zmieni. To tak jak samospełniająca się przepowiednia. Jeśli dziecko wciąż nazywane jest beksą, to właśnie takie zostanie. Bo po co ma coś zmieniać, skoro i tak zostało już ocenione przez rodziców, wychowawców, czy rówieśników. My, dorośli, robimy to mechanicznie. Czasem w dobrej wierze, tak jak w ostatnim przykładzie i często nawet tego nie zauważamy.
Dlaczego “pozytywne etykietowanie” również jest złe? Wyrażenie: “zawsze jesteś najlepszy” spowoduje, że albo dziecko nie poradzi sobie w sytuacji, gdy przegra konkurs, albo przez całe życie będzie próbowało każdemu udowodnić, że tak właśnie jest. Jeśli nazwijmy kogoś “czyścioszkiem” chwaląc jego porządek w pokoju to z czasem zauważymy, że dziecko co prawda będzie miało wymarzony porządek, ale to wciąż będzie wymarzony porządek rodziców, nie jego. A to oznacza, że będzie wciąż spełniało oczekiwania innych.
“Labeling effect” to sytuacja, w której dziecko przyzwyczaja się do swojej etykiety. Wciąż jest kłótliwe? Wszystkiego się boi? Jest marudne albo głupie? Podświadomość koduje sobie to nazewnictwo sprawiając, że właśnie takie się staje.
Etykietowanie wyszczególnia jedną wyrazistą cechę. A ta z kolei bardzo upraszcza rzeczywistość. Twoja córka może mieć setki innych cech, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych w Twoim mniemaniu, ale jeśli wciąż będzie słyszała, że jest leniem to będzie tylko tak siebie postrzegać.
Tak, ja też popełniam błędy. Kiedyś wściekła weszłam do pokoju córki. Poprzedniego dnia pomogłam zrobić jej generalne porządki. Teraz jej pokój nie przypominał już uporządkowanego pomieszczenia, a nie minęła nawet doba od naszej pracy. Rzuciłam bez zastanowienia: “Czy ty nigdy nie potrafisz utrzymać porządku dłużej niż kilka dni?”. Jakiś miesiąc później zastałam ją w pokoju płaczącą na podłodze. Myślałam, że stało się coś poważnego, a ona powiedziała cicho: “Płaczę, bo nie umiem utrzymać porządku. Miałaś rację”.
Zabolało mnie to. Przecież rzecz nie jest w tym, że ona tego nie potrafi. Trzeba ją tego nauczyć, pokazać i przede wszystkim nie nadawać etykiety.
Słowa “ty zawsze” i “ty nigdy” to nadawanie łatki. Trzeba głośno przyznać, że tak jest. Nie oznacza to jednak, że nie wolno nam komentować nieodpowiedniego zachowania dzieci. Wręcz przeciwnie. To właśnie zachowanie należy komentować, a nie osobę. A to ogromna różnica.