Nikt mnie do tego nie zmuszał. Nikt mi niczego słownie nie narzucał. Nikt nie oczekiwał, że zostanę mamą zaraz po ślubie. A potem również nikt nie przykładał mi noża do gardła, żeby Martyna miała rodzeństwo. Nie byłam gwałcona, bita, szantażowana, zamknięta w piwnicy i zastraszona, że nigdy z niej nie wyjdę jeśli nie zajdę w ciążę.
Zaszłam. Z własnej woli, z chęci bycia mamą, stworzenia nowego życia, kochania i wychowywania małego człowieka, a potem trójki małych dzieci. Świadomie i dobrowolnie zdecydowałam się na macierzyństwo.
Jakim prawem więc śmiem narzekać, marudzić i płakać?
A no takim, że jestem człowiekiem z krwi i kości. Nie jestem robotem do wychowywania dzieci, maszyną do sprzątania ani … do gotowania. Jestem tak samo skonstruowana jak wszyscy ludzie na tym świecie. Mam swoje emocje! Mam granice cierpliwości i wytrzymałości. Bywam smutna, zła i zmęczona. I to jest ok!
Tysiące kobiet na całym świecie kocha swojego partnera, a mimo to wściekają się, kłócą i mają dość. Tysiące mam płaczą z wykończenia i bezsilności, mimo że ich dzieci są największą miłością życia.
Nie pozwolę, by ktokolwiek wpłynął na moje poczucie, że jestem świetną mamą tylko dlatego, że się zdenerwowałam. Nie pozwolę, żeby ktoś pisał “sama tego chciałaś, więc nie narzekaj”, bo jeśli mam ochotę wyrzucić z siebie złość i frustrację to to zrobię. Nawet jeśli się to komuś nie podoba.
Zastanawiam się czy osoby wypisujące takie bzdury, zawsze i wszędzie są zadowolone. Czy wychodzą do pracy z uśmiechem na twarzy, a jak mają gorszy dzień to mówią sobie, że nie mogą narzekać i być zmęczone, bo przecież to zajęcie było ich wyborem. I nie mogą. Już widzę jak duszą w sobie złość na codzienność, która przecież nikogo nie rozpieszcza. Jak z uśmiechem odbierają opierdziel od szefa albo z radością szukają makaronu w sklepie, który zawsze był w trzecim rzędzie a teraz go przenieśli. Przecież sami wybrali ten sklep.
Mam prawo do swoich emocji, jakiekolwiek by nie były. Za to nikt nie ma prawa ich oceniać przez pryzmat mojego słabszego dnia, nadmiaru obowiązków czy zwyczajnego zmęczenia.
Tak, będę oddychać z ulgą wieczorami, gdy w domu zapada cisza i dzieci smacznie śpią w swoich łóżkach. Będę odliczać do 20:00, gdy jest mi ciężko i dobija mnie krzyk własnego dziecka, nawet jeśli jest to głośno wyrażana radość podczas zabawy. Będę cieszyć się z każdego poniedziałku, bo wtedy mogę w spokoju popracować. Będę denerwować się wiecznym bałaganem w zabawkach, wypełnionym po brzegi koszem na pranie i garami w zlewie. Bo mogę!
Moja frustracja ma się nijak do miłości, jaką darzę te małe istoty. Są dla mnie najważniejsze na świecie, a jednocześnie wyjątkowo doprowadzają mnie do szału. Kocham je tak mocno, że życie bym za nie oddała. To jest miłość, która nie równa się z żadną inną, jest jedyna w swoim rodzaju. Ale powoduje ogromne zmęczenie. Czasem każdego dnia.
Dobrowolnie i świadomie zdecydowałam się na macierzyństwo, a teraz dobrowolnie i świadomie w gorszych chwilach będę sobie narzekać. Bo jestem mamą. Człowiekiem. Z krwi i kości.