I jak już tak przysięgałam przed Bogiem w kościele, a potem jeszcze uwiązałam się z jednym facetem umową kredytową na 20 lat, moja siostra postanowiła wyjść za mąż. I przy okazji urządzić wieczór panieński.
Chociaż nie, to nie ona go urządzała. Ja, stara mężatka, miałam zorganizować ostatnie panieńskie szaleństwo dla bandy rozwrzeszczanych i szalonych kobitek. Nie było to łatwe zadanie, ale umówmy się, nie było też niemożliwe. Któż lepiej będzie wiedział co potrzebuje młoda dziewczyna rzucająca się z mostu, to znaczy, tfu, wychodząca za mąż? Jej siostra będąca w monogamicznym związku od kilkunastu lat.
Najtrudniejsza nie była jednak sama organizacja i zaplanowanie atrakcji. Najgorzej było samemu przez to wszystko przejść. Bo kiedy jesteś mamą, mężatką i kobietą pracującą w domu, to w sytuacji, gdy nagle bez żadnych hamulców wychodzisz z domu na babską całonocną imprezę, czujesz się jakbyś uciekła z więzienia i musisz szybko nacieszyć się wszystkim co życie rzuci ci pod nogi. A rzuca wiele. Dosłownie.
Zapamiętaj. Żeby móc bezkarnie cieszyć się nocą panieńską i nie zastanawiać się czy nie spotkasz przypadkiem kogoś znajomego, kto życzliwie doniesie twojemu mężowi jak świetnie się bawiłaś i co robiłaś – musisz zmienić kraj. Albo przynajmniej miasto. I tak właśnie zrobiłyśmy. Żadnych świadków!
I nagle, następnego dnia budzisz się obok jakiegoś faceta. Próbujesz sobie przypomnieć co się wydarzyło poprzedniej nocy. Drętwiejesz ze strachu i nagle budzi się on. Bóg seksu, którego ledwo poznałaś. A poznałaś dogłębnie, więc nie powinnaś teraz się tak rumienić…
Żartowałam. Budzisz się na kacu, w obcym miejscu, nieznanym mieście i ze skrawków wspomnień próbujesz budować całość. A działo się. Bo jako matka polka i przykładna żona nie masz zbyt wielu okazji do bezkarnego picia alkoholu, aż nagle puszcza smycz, na której cię uwiązano lub sama się uwiązałaś i organizm nie jest przyzwyczajony do takiego szoku. Kiedy żołądek próbuje dogadać się z resztą organów, twój mózg zalewa fala myśli.
Były drinki, które piłyście przez słomkę przypominającą męskie genitalia. Świetnie… masz nadzieję, że nikt nie robił zdjęć, a już zdecydowanie modlisz się o to, by żadna z dziewczyn nie wrzuciła ich na fejsa. Było konfetti, które jeszcze zalega w twoich włosach. I zgadnij, też w kształcie męskiego przyrodzenia. Były erotyczne prezenty, jakieś gadżety, dużo śmiechu i wyjście do klubu. O mamo, czy tam też były penisy?
Czujesz jak robi ci się gorąco. Był striptizer. Z takim ciałem, że ojej klękajcie narody, ostatnio takie w filmie widziałaś. W zasadzie z takiego bliska to tylko w filmie. Zamknięto was w małej salce VIP, której strzegła ochrona klubu. Wkroczył strażak Sam, któremu bardzo gorąco było w kostiumie, więc postanowił go zdjąć. A że biodrami przy tym ruszał w taki sposób, że na samą myśl masz ciarki, to przecież tylko szczegół.
Uważałaś się za rozsądną kobietę, matkę trójki dzieci, żonę i wieloletnią partnerkę jednego mężczyzny, inteligentną, oczytaną, wygadaną, dla której występy takie jak męski striptiz są żenujące. A tymczasem straciłaś głos wydzierając się do faceta w stringach, że mało, mało…
Co więcej, myślałaś, że jesteś odważną, pewną siebie kobietą, zdzierać gardło umiałaś jak tańczył nad twoją siostrą, ale kiedy zbliżył się do ciebie, a jego biodra wirowały na wysokości twoich ramion, to jakby ta pewność siebie gdzieś uleciała. Pufff, kuźwa nie ma. Co zrobić z rękami? Dotkąć go? Klepnąć? A te wariatki piszczą posikane ze szczęścia.
I to wszystko właśnie wraca do ciebie z samego rana. Szczęście w nieszczęściu, że tego faceta jednak nie ma w łóżku. Pytanie czy w ogóle był, czy zdążył wyjść po bułki do sklepu. Ustalacie jednak w gronie wszystkich obecnych babeczek, że żadna nic głupiego nie zrobiła. Trochę popatrzyłyście, trochę popiszczałyście, dużo wypiłyście i padłyście zmęczone do łóżek. Zdecydowanie poparłyście również to, że firma wynajmująca pana od striptizu zabroniła robienia jakichkolwiek zdjęć. Ufff.
Wracamy do domu pociągiem, przekraczam próg i słyszę radosny krzyk swoich dzieci. “Mamaaa! Mamo, nareszcie jesteś!”. Dobrze, że w ogóle. Różnie mogło przecież być. Na kanapie siedzi małżon, niby “cześć”, niby “nie opowiadaj, nie chcę wiedzieć”, ale od środka aż go rozrywa, żebym zaczęła mówić.
I on tak walczy ze sobą cały dzień. Mało mówi, dużo myśli. Ja siedzę na messengerze z dziewczynami i lejemy ze śmiechu, bo co rusz coś się którejś przypomina. Jemy obiad w milczeniu, kolację tak samo. W końcu ślubny nie wytrzymuje i kiedy kładziemy się do łóżka obrażonym tonem wyrzuca z siebie: “Może w końcu powiesz jak było!”
Daj spokój, chłopie. Takie zabawy nie są dla mnie. To dla młodszych dziewczyn, panienek, nie dla starej żony i matki. Słyszysz jaką mam chrypkę, nieprzyzwyczajona jestem do zimnych trunków. Nigdy więcej.
Spokojnie zasnął. Odpalam czerwonego od wiadomości messengera i chichram się przykrywając poduszką usta. Jednak drzemie we mnie jeszcze szalona nastolatka.
FRAGMENT MOJEJ KSIĄŻKI “NIEPERFEKCYJNY ZBIÓR RATUNKOWY”
KOLEJNY FRAGMENT TUTAJ
TERAZ KUPISZ W PROMOCJI: TUTAJ