TO BŁĄD POPEŁNIANY W WIELU DOMACH, ZAŁOŻĘ SIĘ

 

Opowiem Wam dziś o tym, jaki błąd popełniałam w swoim własnym domu. Codziennie. I co się zmieniło, gdy postanowiłam któregoś dnia z tym skończyć.


Umówmy się na początku, że żyjemy w czasach, gdy technika jest rozwinięta na bardzo wysokim poziomie i odcinanie dzieci (nie mówię tu o maluszkach) od tego również jest przesadą. Zwłaszcza, że już od pierwszej klasy (nie wiem czy wszędzie, ale moja córka od pierwszej) dzieci mają informatykę, więc już w szkole mają kontakt z komputerem, ekranem, internetem. Całkowite odcięcie nie jest więc możliwe. Poza tym nie jestem przeciwniczką bajek edukacyjnych i fajnych programów dla dzieci, tylko dlatego, że wszyscy głoszą, że to złe. Złoty środek.


Niestety, do pewnego czasu jednak, w naszym domu telewizor był włączony praktycznie cały czas. Łudziłam się, że przecież dzieci nie siedzą przed ekranem non stop. Po prostu telewizja jest włączona i tyle. Naprawdę ŁUDZIŁAM SIĘ.


Bez względu na to, czy dzieci bawiły się w salonie, kolorowały, lepiły ludziki z plasteliny , czy robiły cokolwiek innego, były narażone na działanie telewizji. Nie skupiały swojej uwagi w stu procentach na zabawie, ale doskonale wiedziały co teraz jest na włączonym kanale. Świetnie słuchowo i wzrokowo kontrolowały przebieg programów i reklam. A ja? Byłam zadowolona, że się tak fajnie bawią.


Któregoś razu usiadłam z nimi do stołu. Akurat wycinały coś i kleiły to na kartki. W ciszy. A ja cicho nie potrafię siedzieć, więc od razu zaczęłam jakąś luźną rozmowę. Nikt mnie nie słyszał! Musiałam trzy razy powtórzyć pytanie, zanim któraś zaskoczyła, że ja w ogóle o coś zapytałam. Po kilku minutach męczenia się własnym monologiem, wyłączyłam tv. Usłyszałam jęk: “eeeeejjjjj”. Jakie “ej” skoro nie oglądały telewizji?


Cóż. Dało mi to do myślenia. Pozwalam im na jedną półgodzinną bajkę dziennie i byłam przekonana, że jestem super ekstra mamą, bo moje dzieci nie gapią się w ekrany. Nie muszą wcale patrzeć…


Od tego momentu kiedy dzieci przekraczają próg domu, telewizor jest wyłączony do samego wieczora. Wiecie co się okazało?


Nagle przestałam słyszeć “mamo, nudzi mi się”. Bo skoro nie ma rozpraszacza to okazuje się, że dzieci mają mnóstwo pomysłów (nie zawsze mądrych) do wspólnej zabawy. Częściej rysują i kolorują i wychodzi im to znacznie lepiej, bo całą uwagę skupiają na czynności, której akurat się poświęcają, no i rozmawiają ze sobą. Martyna każdą wolną chwilę spędza na czytaniu książek, a młodsze córki chętniej wychodzą do ogrodu. Bo skoro i tak nie ma czego słuchać to lepiej wyjść na powietrze.


Czy był bunt? Codziennie. W dodatku ja też byłam przyzwyczajona do dźwięku telewizora i mi też nie było łatwo. Nawyki pielęgnuje się przez lata, niestety.


Wyjątkiem jest sobota. Wtedy telewizor jest włączony, ale dzieci wtedy sprzątają swoje pokoje na piętrze (telewizor mamy tylko w salonie), a ja ogarniam parter nadrabiając “Na Wspólnej” 🙂


Nie chcę nikogo namawiać do mojego sposobu na nadmiar bodźców, ale jeśli i u Was telewizja leci non stop, sprawdźcie jak reagują dzieci. Na przykład jak wygląda ich praca plastyczna przy włączonym telewizorze, a jak wtedy, gdy nic nie leci w tle. Tylko tyle 🙂