UCZĘ SWOJE DZIECI JAK OSIĄGNĄĆ SUKCES

Dr Jakub Andrzejczak pokazał na swoim facebookowym profilu świadectwo sprzed wielu lat. Swoje świadectwo, na którym nie ma ani jednej piątki. “Średniak” – tak można określić ucznia “czwórkowego” i “trójkowego”. Autor chciał pokazać, że oceny na koniec roku szkolnego nie są wyznacznikiem tego, czy dziecko osiągnie w życiu sukces. I ja się zgadzam z każdym słowem, które napisał. Udostępniłam ten wpis nawet u siebie.


Większość czytelników myślała podobnie, ale pojawiły się też komentarze:
“A mój syn chciał mieć pasek na świadectwie. I będzie miał. Mam się teraz wstydzić?” – niezrozumienie wpisu.


“Ale to co teraz? Teraz matka albo ojciec mają się wstydzić tego, że ich dziecko bardzo dobrze się uczy i ma świadectwo z czerwonym paskiem? Jak wrzucą świadectwa czy hasztag “dumna mama” to co? Wyścig szczurów? (…)”


Rozumiem, że rodzice zdolnych, wzorowych uczniów próbowali odwrócić znacznie słów pana doktora, bo może poczuli się dotknięci? Moim zdaniem, niepotrzebnie. Bo ja, tak się składa, też jestem rodzicem takiego dziecka. I jestem dumną mamą, ale wcale nie dlatego, że Martyna jest jedną z najlepszych uczennic.


Moje dziecko od pierwszej klasy uczy się samo. Tak, jest zdolna, właśnie dlatego uznałam, że nie muszę być nadgorliwą mamą (pisałam o tym TUTAJ, co większość rodziców starszych dzieci wyśmiała). Odrabia zadania domowe samodzielnie, uczy się na kartkówki i sprawdziany, pakuje plecak – wszystko robi sama. Wychodzę z założenia, że szkoła to jej obowiązek i powinna sama się z niego wywiązywać.


Oczywiście, kiedy nie rozumie zadania, przychodzi do mnie po pomoc. Przepytuję ją też z materiału do sprawdzianu czy tabliczki mnożenia, ale to wszystko. Uważam, że w ten sposób uczę ją obowiązkowości. I zdarzyły się “braki zadania”, książka do matmy na biurku, zamiast w plecaku i zapomniany piórnik na kanapie. Nie robiłam z tego wielkiego halo. To jej szkoła i jej oceny.


Martyna jest zdecydowaną humanistką, a nauka matematyki zajmuje jej więcej czasu. Mimo to, test całoroczny z matematyki napisała na ocenę “powyżej oczekiwań” zdobywając 21 punktów na 23 możliwe. Sama się do niego przygotowała, a ja tylko poprawiałam błędy. Dzięki temu wiedziała, który dział jej “nie leży”. Czy byłabym tak samo dumna z niej, gdyby dostała 10 punktów mniej? Z ręką na sercu odpowiem, tak. Widząc jej starania, byłabym dumna.


W środę wróci do domu z nagrodą, na którą zasłużyła. Właśnie dlatego, że w domu na “brak zadania” reagujemy: “spoko, każdemu może się zdarzyć”. Powtarzamy, że nie można być we wszystkim najlepszym, że nie ma ludzi idealnych i wzorowych z każdego przedmiotu. Że jeden jest mistrzem w zadaniach matematycznych, a drugi zna wszystkie odmiany drzew. Jeden szybko biega, inny świetnie czyta. I cieszymy się z każdego jej sukcesu, nie popychając jej do nadgorliwej nauki. Zajęcia pozalekcyjne? Tylko gra na perkusji. Bo sama o nią poprosiła i naprawdę radzi sobie rewelacyjnie. Poza tym wciąż powtarzam jej, że fajnie jest dowiadywać się nowości, uczyć się ciekawych rzeczy. Nie, że oceny. Nie, że wyróżnienia. Ciekawość świata i szukanie własnej pasji.


Znam dzieci, które wypożyczają masę książek z biblioteki, po to by dostać potem nagrodę za wzorowe czytelnictwo. W naszym domu panuje zasada: nagrody zdobywamy uczciwie. Jeśli Martyna wypożycza książkę to czyta ją od deski do deski. W tym roku szkolnym może ze dwie jej się nie spodobały i przerwała czytanie w połowie. Wszystkie inne są rzeczywiście przeczytane. Jeśli dostanie nagrodę to dostanie ją za prawdziwe osiągnięcia. I będzie miała tego świadomość.


Odpowiadając na pytanie: “Czy mam się teraz wstydzić świadectwa z czerwonym paskiem?” – odpowiadam : “Nie, jeśli dziecko nie spełnia w ten sposób twoich chorych oczekiwań. Nie, jeśli nie stałaś nad nim z przysłowiowym batem dopóki nie wykuło wszystkiego na sześć. Nie, jeśli nie próbujesz wyleczyć własnych kompleksów ocenami dziecka. I nie, jeśli doceniasz drogę do wyników, a nie same końcowe rezultaty w postaci ocen.”


Nie nagradzamy naszej córki za oceny. Nigdy. Za nic w sumie jej nie nagradzamy. Tym razem zrobimy mały wyjątek. Kupiłam jej książkę, z jej ulubionej serii Magiczne Drzewo. Napiszę dedykację:
“Martynko, to nie jest nagroda za wspaniałe oceny. Chcemy, żebyś wiedziała, że przez cały rok szkolny widzieliśmy Twoje starania. To za Twoje odpowiedzialne podejście do obowiązków szkolnych, zwłaszcza wtedy, kiedy bardzo Ci się nie chciało. Rodzice”


Skąd to podejście? Byłam taką “szóstkową” uczennicą w podstawówce, która uważała, że albo jesteś najlepszy, albo jesteś nikim. Stawałam na rzęsach, by być na szczycie. Pasek na świadectwie to było za mało. Sprzedawać w sklepiku szkolnym? Obecna! Przewodnicząca szkoły? Jestem! Redaktor szkolnej gazetki? Biegnę! Olimpiada z polskiego na szczeblu gminnym? “Tylko” drugie miejsce, został niedosyt. A potem trafiam do najlepszego liceum w naszym mieście. I uwaga, tam wszyscy są dobrzy! Wszyscy gnają po najlepsze oceny. Zauważam, że jestem średniakiem. Nie odnajduję się. Zawsze byłam przecież najlepsza! “Gorsi” uczniowie świetnie sobie radzą. Ja płaczę nad tróją z historii. Nie umiem z tym żyć. Uciekam z lekcji. Potem z kolejnych. Zaległości się piętrzą. W końcu dostaję “propozycję” zmiany szkoły albo nie zaliczę roku. Upadam na samo dno – w moim mniemaniu.


Zdaję maturę, do której uczę się samodzielnie. A potem szkołę medyczną kończę już z wyróżnieniem. Dlaczego? Bo poznałam już smak bycia najlepszą i gorzki posmak porażki. Wiem jak to jest być uczennicą, która obniża szkolną średnią i nikomu nie zależy na jej “trzymaniu” w szkole. … Zaczynam uczyć się dla siebie. Chcę zdobyć zawód, podoba mi się szkoła, nie mam ciśnienia. I właśnie wtedy osiągam swój kolejny osobisty sukces.


Bardzo szybko dostaję propozycję pracy. Jestem wtedy w Holandii z chłopakiem. Dzwoni kierowniczka laboratorium, w którym odbywałam staż. Chcą mnie albo nikogo. Mam wracać. I wracam w niedzielę wieczorem. W poniedziałek rano jestem już w pracy. W czasach, gdy o etat tak ciężko…


Wtedy zaczynam rozumieć na czym ten sukces polega. Bez wyścigu, bez porównywania się, bez ciśnienia na bycie najlepszym, bez paska na świadectwie i wyróżnień w tłumie.


I właśnie tego uczę swoje dzieci.