Miłość, wierność i uczciwość. Po grób, do ostatniej minuty życia, do ostatniego tchnienia. Ślubowaliście przecież. Sobie, przed sobą, przed przyjaciółmi, rodziną, może nawet Bogiem. Teraz jesteś tylko jego, a on tylko Twój. I tak już na zawsze.
Bzdura. Nie jesteś niczyja. On do Ciebie nie należy.
To nie tak, że posiedliście siebie nawzajem. Że teraz nie musisz nic już robić. Klamka zapadła, gps na palcu, koniec starania się, zalotów, dbania o związek. Czy tylko o to chodziło, by zdobyć i posiąść? Czy posiadać, wspólnie przejść przez życie?
Nie żeniłeś się dla czystych skarpet, majtek w szufladzie, ciepłego obiadu podstawionego pod nos. Nie ślubowałeś miłości i wierności, by przyczepić jej do dłoni mopa, w drugą wsadzić szczotkę do kibla, a najlepiej, gdyby wyrosła jej jeszcze trzecia, mogłaby w tym czasie wyprasować Ci koszulę. Jeśli pragnąłeś czystego, wypucowanego domu trzeba było zatrudnić panią do sprzątania. Jeśli marzyłeś o ciepłym obiadku, mogłeś wykupić sobie dietę pudełkową albo chodzić na obiadki do mamusi. Kobieta – Twoja żona, to nie chodząca maszyna do usługiwania mężczyźnie.
Nie wychodziłaś za niego dla bezpieczeństwa finansowego. Dlaczego oczekujesz, że będzie zarabiał wciąż więcej i więcej. Że będzie przynosił kwiaty, czytał w Twoich myślach i reagował zawsze zanim zdążysz się obrazić. Jeśli pragnęłaś pieniędzy, trzeba było pójść do pracy. Albo zagrać w totka. Jeśli chciałaś naprawionego kranu, przykręconej szafki i wykoszonej trawy w ogrodzie trzeba było zatrudnić fachowców.
To nie tak, że baba do garów, facet do wymiany zimowych opon. Trochę się pogubiliśmy z czasem. Po wielu latach małżeństwa zapominamy, że mieliśmy iść razem, za rękę, tym samym tempem. Nie jedno szybciej, a drugie próbując dogonić pierwsze. Nie “za wolno, rusz się!”, ani “nie pędź tak, daj odetchnąć”. Razem.
Każdy ma swoje obowiązki, ale wspólnym mianownikiem nie miała być praca a miłość, przyjaźń, szacunek.
To działa w dwie strony.
To, że masz teraz żonę, nie oznacza, że możesz robić wszystko co Ci się żywnie podoba. Myślisz, że możesz krzyczeć, wkurzać się, olewać ją, a ona i tak przy Tobie zostanie? Któregoś dnia możesz bardzo się zdziwić. To nie tak, że klamka zapadła, jesteś moja, teraz mam “wywalone”. O związek trzeba dbać, nawet jeśli trwa od wielu lat. A może zwłaszcza wtedy.
To, że masz męża, nie oznacza, że teraz możesz przestać mu się podobać. Że w końcu możesz tydzień nie myć włosów, zostawiać gary w zlewie aż zajdą pleśnią, pięć razy w tygodniu zamówić pizzę na obiad. Dbałaś o niego przed zawarciem małżeństwa, dlaczego teraz masz grzać tyłek na kanapie?
Pogubiliśmy się. Wszyscy. Wciąż oczekujemy więcej od partnerów, żeby to NAM żyło się lepiej. Patrzymy nie dalej, niż na czubek własnego nosa.
Starać się? Po co? Już jest mój (moja). Docenić? Podziękować? Przeprosić? Przecież nie będziesz się płaszczyć, niech druga strona pierwsza wyciągnie rękę do zgody…
Czy miłość uleciała? Niekoniecznie. Trzeba ją tylko czasem odkurzyć i przypomnieć sobie po co to wszystko było…