NAJSMUTNIEJSZA RZECZ, JAKĄ ZAOBSERWOWAŁAM W CZASIE FERII…

Góralska knajpka wypełniona po brzegi turystami. Wspaniała muzyka na żywo. Górale w przepięknych strojach przygrywają nam do posiłku. Regionalne dania rozpieszczają nasze podniebienia. Wydawać by się mogło, idealne ferie. Wnętrze knajpki tak wspaniałe, że nie można oderwać oczu.

Niestety, nie wszyscy potrafią docenić piękno tego miejsca…

To co chce się tu zobaczyć to całe rodziny przy jednym stole. Rodziny cieszące się chwilą i swoją obecnością. Nie trzeba nigdzie biec, odrabiać zadań domowych, wstawać wcześnie do pracy. Można zwiedzać, zobaczyć prawdziwą zimę z metrowym śniegiem, spróbować oscypka…

Tymczasem to już kolejne miejsce, w którym zauważyć można najbardziej smutny obrazek na świecie. Kolejna knajpka, w której widzę coś, czego nie chciałabym widzieć. I choć sama nie jestem idealnym rodzicem i nie chcę oceniać innych, myślę, że zwrócenie uwagi na ten problem jest konieczne.

Przy stoliku obok siedzi chłopiec. Chyba starszy od Martyny, wygląda na 10 lat. Kiedy rodzice z młodszą córką jedzą kolację dyskutując, on wpatrzony jest w telefon. Nie wiem co ogląda, bo nie chcę się wgapiać, ale ekran pochłonął go w całości.

Michał, wychodzimy” – zwraca mu uwagę mama. “Już, tylko się skończy!” – odpowiada chłopiec. “Teraz!” – mówi stanowczo tata, po czym zabiera mu telefon z ręki. I tu zaczyna się scena z horroru. Michał rzuca się jak ryba bez wody, krzyczy, nie zwraca uwagi na to, gdzie jest. Nie przeszkadza mu, że wszyscy na niego patrzą. Bezbronni rodzice, nieco zawstydzeni, próbują okiełznać syna. W końcu chłopiec trochę się uspokaja. “A będę mógł w samochodzie?” – pyta. “Tak, będziesz mógł…

Tego samego wieczora spacerujemy po Krupówkach. Mija nas młoda para, pchając przed sobą wózek. Dziecko krzyczy co sił w płucach. Widzę, że rodzice są już wykończeni tym krzykiem. W końcu tata wpada na “genialny” pomysł. “Daj mu telefon!” – zwraca się do partnerki, a ta bez słowa wyciąga smartfona z torebki i podaje maluchowi. W wózku zapada cisza.

To nie są pojedyncze przypadki. To nie są rzeczy, które wyłapałam z tłumu. Wcale nie chciałam tego widzieć. Takich sytuacji jest mnóstwo. W KAŻDEJ restauracji widzieliśmy co najmniej jedno dziecko z telefonem w ręce. Dziecko, które nie brało udziału w rodzinnej kolacji, nie korzystało z uroków góralskich knajpek, nie interesowało się obecnością rodziny obok. Nieważne, czy dziecko miało trzy lata, czy trzynaście. Oderwanie go od kolorowego ekranu zawsze kończyło się takim krzykiem, jakby ktoś oderwał mu rękę. Czy to “już” uzależnienie, czy “jeszcze” nie?

Telefony zabierają radość dzieciństwa naszym dzieciom. Zabierają całe dzieciństwo. My, rodzice, zabieramy im je, godząc się na telefon w takich momentach. Co więcej, dla własnego spokoju sami ten telefon podajemy.

Być może to normalne. Może to ja urwałam się z choinki. Nie wiem, na co dzień nie wychodzę tak często do restauracji. Nie widuję tylu rodzin z dziećmi…

Naprawdę, staram się nie oceniać postępowania innych rodziców. Nie chcę pisać o skutkach takiego postępowania (choć może kiedyś to zrobię, ku przestrodze). Przytoczyłam tu zaledwie kilka scenek z życia wziętych. Sami wyciągnijmy wnioski.