Kupiłam sobie kiedyś kieckę. W przypływie emocji. Byłam zapracowana, zmęczona i zła, że nie korzystam z życia. Że szara rzeczywistość mnie pożarła. Miałam trochę więcej gotówki, pojechałam do centrum handlowego i zobaczyłam ją. Chwilę później z poczuciem spełnienia wkładałam ją do torebki. Należało mi się, jak nic, należał mi się ten zakup.
Nie potrzebowałam jej w tamtej chwili. Nie wybierałam się na żadną konferencję ani imprezę. Czułam po prostu, że chcę ją mieć. Kiedyś ją założę, jak nadarzy się okazja.
Okazja nie nadchodziła. Najpierw kiecka nie pasowała do pogody, potem do butów, innym razem do sytuacji. Nagle zrobiło się zimno, a letnia sukienka wylądowała w kartonie. Zapomniałam o jej istnieniu.
…………………………….
Kiedy miałam dwadzieścia trzy lata pojechałam z chłopakiem za granicę do pracy. Dwa lata ciężko, fizycznie pracowaliśmy, żeby mieć na start. Kupiliśmy samochód… i pracowaliśmy nadal. Dwanaście godzin dziennie. W weekendy braliśmy nadgodziny.
Nigdy nie zafundowaliśmy sobie wycieczki, wakacji, urlopu, wyjazdu sam na sam. Nasi znajomi wygrzewali się na wyspach, zwiedzali miejsca, o których my nawet nie marzyliśmy. Byliśmy zbyt pochłonięci rzeczywistością i planami na przyszłość.
Potem ślub, po chwili dziecko. Remont mieszkania. Budowa domu. Kredyt. Kolejne dzieci. Nie ma czasu na wakacje, na odpoczynek, na budowanie wspomnień…
Teraz nie, bo dzieci małe. Teraz nie, bo trzeba jeszcze taras zrobić. Teraz nie, bo szkoła. Kiedy?
……………………………..
Początek wakacji i wielkie plany. “Tak, pojedziemy do zoo” – obiecuję dzieciom. W ten weekend nie, bo idziemy na urodzi do babci. W następny zapowiadają deszcz. Teraz mam dużo pracy, potem tata ma dużo pracy. Dziś nie pojedziemy, bo macie katary. Innym razem znów coś wypada… Wakacje mijają…
………………………………
Życie nam mija. Dzień za dniem. Bawimy się w noc sylwestrową, żeby mrugnąć i znów znaleźć się wśród fajerwerków. Tylko rok się zmienia.
Nie znajdujemy okazji, żeby ubrać kieckę, na którą zapracowałyśmy. Nie odpoczywamy, nie zwiedzamy, nie wyjeżdżamy, bo przyziemne sprawy kosztują… i są ważniejsze. Mijają lata i nagle okazuje się, że nigdzie nie byliśmy.
Siedemdziesiąt dni wakacji, a nawet w jeden nie udało się pojechać do zoo.
Jutro. Jutro.
A jeśli jutro nie nadejdzie?